FRAZA nr 2 (100) 2018
OKO
Przy Barbakanie Krakowiaczek jeden z pękiem pawich piór
woła do turystów
pawie oczy pawie oczy
pawie oczy jak twoje oczy
gdy go mijam patrzy mi w oczy przenikliwie
jakby wiedział że noszę się z zamiarem
wymiany tej pary
puszczam do niego wdzięczne oczko
bo nagle wiem że na razie wystarczy mi zreperować
jedno prawie pawie oko
które już sobie wypatrzyłam
lub ono mnie wypatrzyło.
BIESZCZADZKIE POPIOŁY
Liście
żółte rude
siena ochra
lecą nam na Wołosaty
niebo złoty ryż
Pompejów
sypie nam na włosy
Wołosate
na amen.
ROZTOCZNICA JEDNA!
Akcji Wisła nie poświęcam
Wymknęła się z ogródka gdzieś w czterdziestym siódmym
i harcuje po Bieszczadach Beskidach
wszetecznica jedna
żółta pod niebieskim niebem
żeby choć trochę czerwona była
biało-czerwona
dla ścisłości obrazu
choćby różowa jak zorza o świcie
kiedy się trzeba było zbierać stąd na zawsze
dwie godziny i dwa wozy nic więcej
garnki gliniane ikony pisane wyszywanki i dzieci
krowę zostaw za duża
a babka?
babkę się wciśnie i skrzynię
rozbisurmaniła się ta rozpustnica po cudzym
opuszczonym przez Boga wyludnionym
a kto jej teraz zabroni?
jeść nie woła
zażółciła się wiosną
rozochociła po polach lasach
połoninach
nie widać już gdzie ogród był a gdzie polana była
wszystko to ona rozłożona
bez granic
naznaczona żółcią i niebem
rudbekia jedna
roztocznica naga.
JESIENIĄ DZIKIE LECĄ NA POŁUDNIE
Mama wierzy że tata po śmierci wrócił do Bukaresztu
do pustego mieszkania na ulicy kompozytora Cipriana Porumbescu
czyli Cypriana Gołębiowskiego
i tam dopełnia wieczności
to nie fair!
mógłby nawiedzać ją w Rzeszowie
na ulicy generała Jarosława Dąbrowskiego
gdzie zostawił pawlacz pełen polskich butów
francuskich krawatów
i włoskich orzechów
aż mole się zalęgły
i wyleciały motyle z Macondo.
MATKA NIE ODCHODZI
Kto jak kto
ale matka cię nie opuści
jak ty w niej kiedyś
będzie mieszkać w tobie
do końca
twojego końca
a może wieki dłużej
kto wie
nawet potem
choćbyś była żukiem gnojarzem
rzeką metanu na Tytanie
niebieskim obłokiem kwazaru
ziemski smutek odnajdzie twoją mleczną drogę
abyś czuła
choćby czułkami
rzecznym kamieniem łożyska
swoim oddalającym się błyskiem
że masz klucz tej a niej innej macierzy
i nie masz dokąd odejść
ona też nie ma.
WIOSENNA BEZSENNOŚĆ
W środku nocy psów wycie nie z tej ziemi
niezborne piski ptaków
czy wieszczą ciężar którego nie da się udźwignąć
ani przed nim uciec ulecieć
większy niż meteoryt Hoba
upadek
gdzieś tu
w okolicy serca
w końcu czas
rodzi obślizgły kamień świtu
jednym cesarskim ostrzem światła
w trawie błyszczące skorupki pióra biały puch
resztki
po nocnej inwazji
kuny.
Krystyna Lenkowska