FRAZA nr 1-2 (59-60) 2008
EPIGRAM
Januszowi Szuberowi
Jest gdzieś taki las los Januszu
w którym twoje kroki jak przesypywanie soli
i każde źdźbło igliwia w zadziwionym oku.
Jest takie okno ono skąd widać Sanoki
z każdej strony lustra i eonu.
A wszystko tu mam czyli nie mam
w geometrii wiersza i sensu jej dotykam
dziurawym szkieletem.
KOMPUTER Z BOŻEJ ŁASKI
Jak się czujesz?
Zapytała trywialnie i z troską.
Kiedy zaczęłam się jąkać spojrzała na mnie z lękiem.
Przeglądnęłam się w jej twarzy jak w rozbitym lustrze.
Musisz się zresetować.
Tak
to było dokładnie to słowo którego potrzebowałam
aby na czymś skupić swoją niechęć i nadzieję.
Elementarna relacja czasownikowa moich codziennych podróży
w niekontrolowaną nieważkość biurka
i nocne eskapady do lodówki.
Ja komputer boży
z łaski i niełaski ziemskiego ciążenia.
Ile siły trzeba żeby wstać z łóżka i wrócić do niego
z godnością?
Ile siły ma silny żeby się nie zatracać w istnieniu
tylko orać siać zbierać i dzielić się wszystkim oprócz
dziesięciotysięcznej myśli na setnej podstronie?
Dotknęłam już wszystkich przycisków na klawiaturze
nawet gałek ocznych i sutków.
Mogę jeszcze wyłączyć zasilanie
zamknąć oczy objąć się w pół i wierzyć że
po powrocie będzie tu cała moja pamięć
tylko trochę inaczej.
NA ROGU ULIC PE I JOT
czułej pamięci
Tędy się chodzi do Rynku i z powrotem.
Tu się rozmawia milczy śmieje i pokrzykuje
wysiada z samochodu potyka się na wysokich obcasach
szturcha chłopca z tarczą na ramieniu pluje na chodnik
z fasonem sika się w bramie jak na każdej ulicy.
Tu słońce świeci lub nie.
Tu stracił przytomność eN eN wychodząc od kochanki i zaraz umarł.
Tu stałeś z rękami w kieszeniach zakłopotany lub zakochany.
Dawno i niedawno.
Jakiś eS i jakaś Zet. Szary socrealistyczny blok
teraz rozświetlony chemicznym blaskiem nowej epoki.
Nie wiedziałam że tu zawsze był szpital
a nad nim hospicjum.
Nawet karetek pogotowia nie słyszałam. Były oczywiste
jak koloraturowy sopran miasta.
Pewnego dnia ulica Pe zmienia się nie do poznania.
Teraz syreny ambulansów wyją tu w środku słonecznego dnia
bez ostrzeżenia przewidzenia litości.
Tu się przyśpiesza kroku biegnie a ptak zamknięty w środku
wali skrzydełkami w klatkę piersiową.
Tu się traci się oddech i wie
że się nie zdąży i za każdym razem
tata umiera własnym sumptem i wypluwa siwy kłąb pierza.
Tu nad nim staje mama jak pod krzyżem
sama eM Boska razem z grzeszną eM eM
Tędy się odchodzi i wraca
lub nie.
|