2023 |  2022

DANA GIOIA

  CZAS LITERATURY nr 3 (19) jesień 2022

 

 

 

                                                                                                 Bo nawet bezbożni czują coś w kościele,

                                                                                                 Ukłucie nadziei, strachu? Kto wie co to?

                                                                                                 Drżenie ich prawami nieuwzględnione,

                                                                                                 Pradawną pamięć której nie usuną[1].

 

 

 

 

GIOIA wymawia się Joy-a /dżoja/ jak radość

 

 

Po kilku latach zanurzenia w przekładach Emily Dickinson nie potrafiłam zachwycić się kolejną anglojęzyczną książką poetycką na tyle, aby szybko wrócić do pracy przekładowej. Dickinson jako wyzwanie translatorskie to koniec kija, myślałam, i feeria znaczeń, sensów do kontemplacji na lata.

 

Jednak racjonalność i czas stawiają do pionu prawie każde malkontenctwo. I kiedy już ochłonęłam po kilkuletnim związku z Emily, zdałam się na traf. I on przyszedł, zawsze przychodzi. Na ogół pokrętnie. Tak więc, zagorzałej przedstawicielce antyklerykalizmu (tak mi się wtedy wydawało) przytrafił się Dana Gioia, poeta głęboko religijny.

 

Do tej pory uważałam, że pobożni poeci piszą kiepskie wiersze, bo każda jednoznaczność ogranicza pole widzenia. Podobnie rzadko kiedy zakochany po uszy poeta pisze genialny wiersz miłosny. Tym samym, wiersze religijne niekwestionujące prawd wiary zwykle cechuje znaczeniowa ciasnota i brak miejsca na roztrząsanie wielkiego „nie wiem”, które funduje – jak lubię myśleć – dobrą poezję. Wyobrażam sobie, że zaraz znajdzie się szwadron akademików, którzy merytorycznie zakwestionują tę moją domorosłą teorię, podając multum przykładów znakomitych wierszy miłosnych czy religijnych. I będą mieli rację.

 



Dukt wstępnego rekonesansu po poetyckim świecie Gioi znaczony był bardziej niż wymownymi tytułami: Modlitwa, Anioł ze złamanym skrzydłem, Zielone Świątki, Litania, Dzień Wszystkich Świętych, Modlitwa podczas zimowego przesilenia, Psalm do naszej Pani Królowej od Aniołów, Siedem grzechów głównych, Zaduszki, Proroctwo, Płonąca drabina (Jakubowa). Albo z odmiennych rejestrów, rejestrów pogardy dla świata konsumpcji: Pieniądze, Zakupy, Bezsenność (z powodu posiadanych przedmiotów), Fiasko, Mężczyźni po pracy. I był to rekonesans, co tu kryć, bardziej niż krytyczny. Schodzenie w głąb biografii twórczej Gioi ujawniało też inną kwestię: jego kolejne książki nie przechodzą niezauważone, a te ostatnie, jak na przykład The Catholic Writer Today (2019), a zwłaszcza tytułowy esej, wywołały międzynarodową dyskusję na temat roli wiary w literaturze współczesnej.

 

Pierwsze rozmowy mailowe z poetą upewniły mnie co do jego religijnego stosunku do życia. Mimo to (a może właśnie dlatego - gnana jakimś metafizycznym przeznaczeniem) wracam do kolejnego czytania. Próbuję tłumaczyć wiersze, by poznać świat, który wraz z lekturą rozświetla się i rozszerza w osobny wszechświat, gdzie sacrum dotkliwie wadzi się z profanum.

Jeden z pierwszych wierszy, nad którym pracuję, kwestionuje powierzchowne i ciasne szufladki krytyczne:

 

To litania rzeczy zagubionych / kanon wywłaszczonych dóbr (…) / To liturgia deszczu (…) / To modlitwa do niewiary / do kapiących świec i ciemności niepodzielnej / do zapachu kadzidła dryfującego w próżnię /

To uśmiech kamiennej Madonny / i niemy ferwor konsekrowanego wina / błogosławieństwo śmierci młodego boga / dzielnego i pięknego, gnijącego na drzewie / To litania do ziemi i popiołów (…) /

To modlitwa, nierozwinięta i niedokończona / dla ciebie, moje serce, moja strato, moja skazo /

różaniec słów do odliczania iluzji (…)[2].

 

 

 

W sztuce najpierw zachwyca forma, a potem staramy się dotrzeć do sensów i przesłania. Bez podziwu dla formy nie ma mowy o zakochaniu w umyśle artysty czy poety.

Jako tłumacz literatury potrzebuję poetyckiego płodozmianu. Po epigramatycznej ascezie, gramatycznej prostocie, lapidarności, wręcz potykaniu się frazy o frazę (słynny slant rhyme Emily Dickinson), po łamigłówkach abstrakcji, symboli, alegorii, matematycznych sylogizmów, całej tej legendarnej wieloznaczności i tajemnicy postromantycznej mistyczki z Amherst, trafiłam na materię, która zafrapowała mnie swoją nieskrępowaną wersyfikacyjną płynnością. 

 

Dana Gioia jest żyjącym poetą współczesnym, z którym nawiązałam kontakt dzięki internetowi. Okazał się człowiekiem uprzejmym, empatycznym i otwartym na współpracę; wyrozumiałym wobec niedostatków językowych, czasochłonnej intensywności dociekań, dzielenia włosa na czworo. 

I tak, po dłuższej przerwie od przekładów poezji współczesnej, z dziewiętnastowiecznych toposów, wróciłam na łono teraźniejszości. Po koniecznej, momentami bolesnej, aklimatyzacji zaczęłam wczytywać się w wiersze Gioi jak w fascynującą biografię.

W trakcie częstej i obfitej korespondencji na tematy również prywatne, dowiaduję się, że Dana Gioia myśli o sobie jako katoliku bardziej radosnym niż pobożnym. Jego duchowy rodowód jest podobny do metafizycznej proweniencji Czesława Miłosza. I uważa że, tak jak on, reprezentuje świecką tradycję literacką.

 

Stylistyka jego najważniejszych wierszy obfituje w zdania podrzędnie złożone; bywa, że wielokrotnie złożone. Króluje tu imiesłów, niekochany przez polską krytykę poetycką.

W wierszu Litania, zacytowanym powyżej, jest piętnaście imiesłowów przymiotnikowych czynnych. W moim przekładzie znajduje się ich siedem. Z żalem zastępowałam imiesłowy zdaniami względnymi. Oto fragment ilustrujący mój kompromis:

(…) liturgy of rain, / falling on mountain (…) / (of water) sifting through rock, pooling in darkness, / gathering in springs, then rising (…)

(…) liturgia deszczu, / który spada na górę (…) / (wody) która sączy się przez skałę, zbiera w ciemności, / gromadzi w źródłach, potem wznosi (…)

Krótkie imiesłowy angielskie, na ogół dwusylabowe, brzmią jakby płynęły pociągane przez swoją końcówkę -ing. W opisie deszczu, wody, źródła ma to dodatkowy walor płynności, wręcz śpiewnego falowania. Nagromadzenie polskich imiesłowów w tym niedługim wierszu, „spadającego, sączącego, zbierającego, gromadzącego, wznoszącego”, mogłoby drażnić wrażliwe polskie ucho. Nie tylko dlatego, że one wydłużają frazę, ale brzmią jakby się potykały. Jakbyśmy sylabizowali słowa, a nie wyśpiewywali je, płynęli na nich.

Kiedy zauważyłam, że imiesłów to formalny wyróżnik poezji Dana Gioi, starałam się zachować ich jak najwięcej w swoich tłumaczeniach. Jednak życie szybko zweryfikowało ten sentyment. Pierwsza polska redakcja wierszy Gioi nie podzielała próby nobilitowania imiesłowu w polskim przekładzie współczesnym.

Jednak ta potoczystość to sygnatura Gioi, którą staram się zachować na tyle, na ile pozwala mi twardy dźwiękowo język polski. Czasem są to udane kompensacje, a czasem kompromisy lub, niestety, utrata w tłumaczeniu. W porównaniu z surowością, wręcz siermiężnością środków wyrazu poezji Dickinson, Gioia obdarowuje czytelnika wartko płynącym językiem, wręcz lawiną słów, ich powtórzeniami, opisami zjawisk duchowych, które uruchamiają uczucia, emocje, afekty. Przez tę potoczystość poeta zdaje się nawiązywać do tradycji wiersza śpiewanego, recytowanego, rymowanego, na pohybel postmodernistycznemu rozproszeniu współczesnej poezji. Jej fragmentaryzacji, tłumacząc najdosłowniej z języka angielskiego to zjawisko, które badacze poezji współczesnej datują mniej więcej od czasu pojawienia się amerykańskiego poety Franka O’Hary. Goia zdaje się nam przypominać do czego służy poezja. Do stworzenia metaforycznego przesłania, które już na pierwszy rzut oka jest innym gatunkiem sztuki niż proza. Powieść, opowiadanie opisują świat prozą, a poezja stwarza światy za pomocą mowy wiązanej.

 

 

Tym samym wiele wierszy Gioi ma klasyczne rymy. A nierymowane nie wydają się mieć aspiracji do białego wiersza; są bardzo rytmiczne i daleko im do postmodernistycznych eksperymentów na poziomie języka.

Regularny rym jest poważnym wyzwaniem dla tłumacza, kiedy pragnie się zachować każdy z nich, aby przenieść urodę i subtelność zapisaną w nowoczesnym rejestrze. A w żarliwości translatorskiej nie obciążyć formy znamionami epigoństwa, archaizmu czy sentymentalności.

 

Przypuśćmy, że nie ma nieba ani piekła,

A zmarły już nigdy nie opuści ziemi,

I że, kiedy ciało gnije, dusza się uwalnia,

Słaba i ułomna w drugim urodzeniu.

 

I potem niewidzialna, wznosząc się do światła,

Każda trafia na świat, którego nie dotyka i nie słyszy,

Gdzie barwy blakną i, gdy dusza woła,

W powietrzu trwa niezmiennie nieprzerwana cisza.

 

Jak płaski wydaje się ocean bez swojego ryku.

Bez ukłucia soli, rześkiego podmuchu.

Zachód słońca rozmywa się w szarawy opar

Poranny opad śniegu jest tumanem prochu. (…)[3].


Gioia jest najbardziej znany w USA jako centralna postać Nowego Formalizmu, który postulował powrót do rymu, metrum i narracji we współczesnej poezji. Jego kontrowersyjna książka Can Poetry Matter? (1992), która była finalistką nagrody National Book Critics Circle Award, miała istotny wkład w odrodzenie roli poezji w amerykańskiej kulturze.

Opublikował pięć zbiorów wierszy, ostatnio 99 Poems: New & Selected (2016), który przyniósł mu The Poets’ Prize za najlepszą książkę roku (już drugą w dorobku, po The Gods of Winter z 1991). A Interrogations at Noon (2001) została nagrodzona American Book Award.

 

Wiele z wierszy Gioi przetłumaczono na kilkanaście języków, a wybrane tomy wydano po rosyjsku, hiszpańsku, chińsku, wietnamsku i grecku.

Dana Gioia był laureatem nagrody California State Poet Laureate od 2015 do 2019 roku.

Zdobył też inne nagrody, w tym Laetare Medal (of Notre Dame), Presidential Citizen’s Medal, Aiken Taylor Award in Modern Poetry i Walt Whitman Champion of Literacy. Otrzymał dziesięć doktoratów honoris causa.

 

Poezja Gioi opuszcza getto literatury. Dzieje się tak ze względu na jej wyraźnie muzyczny charakter, już doceniony przez wielu kompozytorów, który zaowocował czterema librettami operowymi i współpracą z muzykami reprezentującymi różne style i estetyki: od klasyków po jazzmanów. Ponad czterdziestu kompozytorów stworzyło muzykę do jego wierszy, między innymi Morten Lauridsen, James Macmillan, Lori Laitman, Dave Brubeck, Ned Rorem, Paul Salerni, Tom Cipolla i Paquito d’Rivera. Poeta współpracował z pianistką jazzową Helen Sung przy jej albumie wokalnym Sung With Words (2018).

 

Dana Gioia nie uprawia jednak tylko własnego literackiego gospodarstwa. Jego pracowitość ma charakter rozproszony, akuszerski. Gdyby podsumować pracę literacką Gioi, to znacznie więcej czasu poświęcił on poezji cudzej, innym poetom i różnym dziedzinom wokół-literackim.

W książce Studying with Miss Bishop: Memoirs from a Young Writer’s Life (2021), na którą składają się literackie portrety sześciu osób, Gioia upamiętnia, honoruje ludzi, którzy pomogli mu zrozumieć, co to znaczy poświęcić życie pisaniu.

Nieustannie tłumaczy na język angielski swoich ulubionych, często niedocenionych poetów języka włoskiego, hiszpańskiego, niemieckiego, a także starożytnych poetów z łaciny, np. Senekę. 

Redagował lub współredagował około 12. bestsellerowych antologii literackich, w tym Best American Poetry (2018). Jego eseje i wspomnienia ukazały się w The New Yorker, Wall Street Journal, Atlantic, Washington Post, New York Times, Hudson Review i BBC Radio.

Jego życie zawodowe mogłoby być interesującym studium dla socjologów. To swoisty American Dream: droga od włosko-meksykańskich przedmieść Los Angeles, gdzie okazał się pierwszym członkiem rodziny z wyższym wykształceniem (MBA w Stanford, MA w Harvard w zakresie literatury), poprzez naczelne stanowiska w potężnej amerykańskiej korporacji spożywczej (aż do 40. roku życia), do pełnoetatowego pisarza na kalifornijskich uczelniach i przy własnym biurku w hrabstwie Sonoma w Kalifornii.

 

Dana Gioia jest żonaty z Mary Hiecke Gioia, którą poznał w Stanford. Ich pierwszy syn zmarł w dzieciństwie. Drugi syn Theodore jest pisarzem, a najmłodszy Michael - filmowcem.

Postać zmarłego synka, a raczej wyrwa po nim, pojawia się w wierszach dość enigmatycznie; ledwie muska rzeczywistość, a jednak tak dotkliwie, że zostaje w pamięci czytelnika na długo, a w głowie tłumacza jego wierszy może na zawsze.

 

Jubilerze pajęczyny, (…)

żniwiarzu nieba.

 

Strażniku małej bramy, choreografie

wejść i wyjść, (…)

 

boże czy łotrze (…)

modlę się abyś go strzegł

jak góra chroni swoją rudę w głębi

 

a srogi sokół swoje młode nieloty[4].

 

                                                                                                                         

 

 



[1]Anioł ze złamanym skrzydłem, /w:/ 99 Poems: New & Selected (2016); pierwodruk w j. pol. „Wizje” 4/2021.

[2]Litania, /w:/ 99 Poems: New & Selected (2016); pierwodruk w j. pol. “Wizje” 4/2021.

[3] Zaduszki, /w:/ 99 Poems: New & Selected (2016).

[4] Modlitwa, /w:/ 99 Poems: New & Selected (2016); pierwodruk w j. pol. “Wizje” 4/2021.