Twórczość nr 8 (837) sierpień 2015 (numer jubileuszowy na 70-lecie pisma)
GORSETY
Kilka chmurek nad miastem
babka Faiggie prababka Pipikke
ciocia Bezzi i jej dzieci Dawid i Jozue
jest czerwiec
wtedy miłość bierze każdego
przez inwersję
łazienka
ubieranie się
spacer na peron
z walizkami kuframi
pociąg jedzie wolno
krztusi się
ale wszyscy zdążą na szabas
droga na Umschlagplatz w Nagyvárad
i wsiadanie do wagonów
długa podróż
znajomy peron ten sam tłum
i marsz do łaźni
i znów chmury nad miastem
babka Faiggie prababka Pipikke
ciocia Bezzi i jej dzieci Dawid i Jozue
jest lato
wtedy miłość bierze każdego
bez wyjątku
zasysa przez komin
przez inwersję
znów łaźnia
ubieranie się
wracanie na peron
z walizkami kuframi
pociąg jedzie wolno
zbyt wolno
co to jest wolno?
krztusi się
ale wszyscy zdążą na szabas
znów droga na Umschlagplatz w Nagyvárad
i wsiadanie do bydlęcych wagonów
długa podróż
co to jest długa?
znajomy peron ten sam tłum
i marsz do łaźni
czyli czyśćca
i znów dym chmury nad światem
i łapczywe spoglądanie w dół
i wracanie przez komin
zasysanie przez inwersję
nawet wtedy gdy komin jest kupą gruzu
i pieca już nie ma
ale wciąż jest peron i szyny
i tylko Pizzi tam nie ma
jest w Stutthof Elblągu
w Krakowie na dworcu
i nad morzem w Givataim
jest matką Diti
ale wróci będzie wracać i odchodzić
wszyscy wracają odchodzą
wracają do Birkenau
do Nagyvárad na szabas
i z powrotem
od dziś wraca Judyta zwana Diti
w skórze babki Judyty zwanej Faiggie
z jej włosami
w jej butach na obcasach
w jej gorsecie z własnego zakładu w Nagyvárad
w kapeluszu od miejscowej modystki
w okularach słonecznych
z walizką
z krawieckim przybornikiem
do szycia - do życia
zbędnym - niezbędnym
niepotrzebne skreślić.
NA TEGO BĘC
Pamięci Václava Buriana, poety
Taka scenka rodzajowa w Lublinie:
pięć osób przy stole
patrząc z góry
niewiele się różnią
między sobą
poza tym że:
jedna jest z kozią bródką
druga z brzuszkiem
trzecia szczupła i żywa
czwarta siwa i dostojna
a piąta - niemłodą kobietą
przed każdą - demokratyczna lampka czerwonego
wina
ten z brzuszkiem ożywiony mówi najwięcej
po czesku
wszyscy inni po polsku
względnie dużo
kobieta najmniej
nie podejrzewają że za dwa dni
taka konfiguracja nie będzie już nigdy możliwa
nie tylko dlatego że każdy
wyjedzie z Lublina
do swojego miasta gdzie:
kozia bródka się zlisi
siwy dostojny okuleje
szczupły ucieknie daleko i sprintem
kobieta się zamknie
w sobie
a brzuszek nagle umrze w Wiedniu
a gdyby tak:
bródka się porządnie ogolił
siwy dostojny pobiegł w maratonie
szczupły zwolnił tempo
niemłoda dostała nagle ciążowego brzuszka
a brzuszek ożył
i stworzył taką scenkę rodzajową: w Ołomuńcu
na Fischplatzu pięć osób
przy stole
patrząc z góry
niewiele się różnią
między sobą
komu? O! Komu!
by to przeszkadzało.
* * *
Dla Paula Becketta, duńskiego artysty i filantropa
Tu w Mojácar się nie czeka
liczy się
dojrzewanie i wyciskanie oliwek
uroda migdałów pomarańczy i bugenwilli
coroczna susza i rzadkie powodzie
liczy się
ślady składane ziemi nieśpiesznie od neolitu
a ten który przyjdzie
niech już tylko będzie dobry i podobny
i może nawet zapuścić wąsy
jak Pablo z dalekiej zimnej Danii.
* * *
Dzień dobry jesteś pierwszy
więc może pierwotny
zamazany pomazany
dobranoc jesteś ostatni
ledwie cię widać
więc może ostateczny
kiedy przyjdzie co do czego
zostaniesz mi tylko ty
wyblakły byle jaki
daleki na horyzoncie
coraz bliższy
pod lasem na górce
na wzgórku
nabierasz ciała
jesteś u szyi
mój ty naszyjniku ze strachu
nie tylko na wróble.