Archiwum wierszy |  Pisarze.pl |  Rok 2010 |  Rok 2011 |  Rok 2017


2017 Wiersze Tygodnia

http://pisarze.pl/


NARÓD

Andrijowi Bondarowi

Ukraiński pisarz (niezły) mówi
że naród mu niepotrzebny

ciekawe i oryginalne że mówi to teraz
niedługo po Majdanie czyli Rewolucji Godności
i w trakcie wojny na Wschodzie Ukrainy

w końcu nie musi się od razu zaciągać do wojska
może się tylko zaciągnąć papierosem lub trawką
i na przykład napisać manifest taki
że okupantowi pójdzie w pięty

ale żeby być tak obojętnym na to słowo?
się dziwię

zwłaszcza że się wie że on kocha niektórych Polaków
a Polacy wiadomo patriotyzm wysysają z krwią i z krwi
(że wymienię tylko Gombrowicza i niech mnie trzaśnie i ściśnie jeśli Witold G. nie zbił kapitału na swoim narodzie)

mnie – to jakby też naród niepotrzebny na co dzień
się dziwię sobie po cichu
a w szczególności niepotrzebny mi jego tłum napierający na jedynie słuszną prawdę

niepotrzebny mi jego głos w megafonie pod kościołem lub ratuszem lub marketem (dlaczego megafon na pół miasta skoro w środku wciąż wolne ławki krzesła wózki?; a może właśnie dlatego)

z dwojga złego
powiem szczerze
choć nie wiem czy to bezpieczne
wolę bez-narodowca niż narodowca
fanatyków wszelkiej maści boję się jak dżumy

ale jednak naród to naród
zwłaszcza swój naród
bo przecież nie można zaprzątać sobie głowy kilkoma narodami naraz
nie wystarczy czasu zdrowia i serca
jednego życia zabraknie

jeden naród ma wspólną historię
no, co najmniej bardzo podobną
naród ma wspólny język (nasz ma, co się ceni, bo to wiele upraszcza; czasem tylko akcent mu się kolebie)
naród śpiewa ten sam hymn (bywa, że z diametralnie różnych powodów)
naród można rozpoznać po przekleństwach i modlitwach
a swojskość jest jak ojciec i matka

naród jest przyczynkiem do rozmowy o tym że bywa przyczynkiem do wojny i pokoju

naród jest mi stanowczo potrzebny
od czasu do czasu

choćby po to żeby napisać ten wiersz
z jakiegoś punktu widzenia.



W NIGDZIE

Czy możesz to sobie wyobrazić
ja dziś w twoich oswojonych Chinach
z moim mężem

mam długie włosy jak lubiłeś
jasny blond jak nie lubiłeś
ale cóż można począć z siwizną

jestem stara jakiej mnie nie znałeś

twoja żona pisze do mnie
z waszej rodzinnej Anglii
o twojej śmierci

jak żona teraz wygląda
nie odpowiesz

list dociera pokrętnie
bo gmail tu zakazany

a ciebie nie ma

ani w Tu
ani w Tam
ani w Nigdzie

i to akurat możesz sobie wyobrazić

chcę wierzyć.



O! PIERSIACH CIĘŻKICH NA CIENKICH NÓŻKACH

Inni święcą Niedzielę w Kościele –
Ja, świętuję w Domu –
Emily Dickinson (ok. roku 1860)

Pewna
pani
niemłoda
O! piersiach ciężkich na cienkich nóżkach
w przybytku o tyle elitarnym że
karnet miesięczny ma moc selekcji społecznej

korporacje small biznesy etaty na prawo
bezrobotni zasiłki śmieciówki na lewo

mówi o katastrofie lotniczej
jak świętej inkwizycji
ekskluzywnym pochówki w czakramie
(czakram czy czadar? pytam, bo nie dosłyszałam)
o mędrcach XXI wieku i ich wiecznym trwaniu
mimo Pożogi Potopu Ruiny
o swojej funeralnej rozpaczy
niedawnej i tej przyszłej
o wielkiej zażyłości z Kościołem
i nienawiści do
pewnej
partii

od czasu mojego wieloznacznego spojrzenia
ta pani
odpowiada „dzień dobry”
po długim i skupionym wahaniu

O! błogosławieni wątpiący
bo przecież mogliby się nie wahać
w majestacie prawa i sprawiedliwości.



ALBAŃSKA UCZTA

Długa jest iliryjska opowieść
i szerokie jej skrzydła
nieśmiało wyciągamy nasze białe pióra
tryska źródło Kruje
Skanderberg odprawia otomańskie wojska
dzieje się chrześcijańska historia miejsca

biała jest szata Gospodarza
i białe jego stoły
nieśmiało wykładamy swoje kolorowe ręce
Pasza sprowadza sufijskich derwiszów
pną się w górę białe minarety

głębokie są albańskie kopalnie
i przepastna jest pamięć wiersza
Visar Zhiti schował go w głębi głowy
na dziesięć więziennych lat

otwierają się srebrnym trzaskiem
czarne zakamarki
dzielimy się białym chlebem Haxhi Baby.



LUDU

Mrowisz się i krzyczysz
twoja racja nazywa się milion
i jest jak święta turecka
polska przenajświętsza
chińska indyjska
muzułmańska ortodoksyjna
biesiadna zasadna
świątynna
nie inna

moja jest samotna
prawie samotna
samotna kilkoma zerami

a twoja ma sześć zer
i rośnie.



SYRENA

Pragnęłam mieć dwie nogi
jak kobieta
dwa obłe uda
dwa ostre kolana
dwie różowe stopy

Bóg mnie wysłuchał
lecz cena była ludzka:
nieustanny ból

boli mnie dawny ogon
bolą obce nogi
boli każdy krok
każda noc

jeśli tak cierpi ciało które mija
jak boli to co wieczne?

o! umórz mi ból
lub wybierz mnie dla siebie
nie mogę już wrócić do głębin

z duszą
w dnie rybiego oka
na dnie.



O ŚMIERCI

Wokół coraz częściej o umieraniu

śmierć to brzmi dumnie!

ona jest unikatowa
jedyna w swoim rodzaju osobna
bo zdarza się każdemu tylko raz
jak mityczna miłość

ale śmierć jest prawdziwa bez wyjątków
w najdrobniejszym szczególe
najmniejszej komórce
w każdym oddechu
do ostatniego tchu

od początku czyli od zawsze
robi piorunujące wrażenie
umie się zaprezentować
szelma
jak NIC!

entrée
opus magnum
i wielkie wyjście
w jednym

kiedy przychodzi czyli odchodzi
nie marnuje czasu i energii

żadne tam podchody
umizgi
powłóczyste
spojrzenia w oczy
żadne pitu pitu

wejście – wyjście
szast – prast
wash & go

i nie mamy NIC do gadania
reklamacji NIET
ani prolongaty
nie ma praw autorskich
prawa własności
prawa wyłączności
żadnego prawa do swojej
niepochwytnej duszy
niekłamanej niezbywalnej
niesprzedajnej

(czyż to już nie jest
mały kłam zdany piekłu?)

w końcu przedawnia się też nasze prawo do
własnego ciała
i nie ma gwarancji na przyszłość
jest ambiwalentny brak przyszłości
najgorsze jednak jest to

(a może właśnie pocieszające?)

że w tym samym momencie
umiera również cała przeszłość cała pamięć
cały ten świat

nieodwołalnie

i choć trudno to nauce pogodzić
tych co jeszcze zostają
ogołaca się jednym agonalnym ruchem
z pamięci o nich samych

w tym śmiertelnym akcie wspólnoty

raz za razem.



RZEKA W MOJACAR

W tym miejscu
urodziła swój ostatni kamień
i zostawiła łożysko

teraz pokrywa się żółtym strupem suszy
to znów
zielonymi kępami deszczu

w tym miejscu widuje się ją
po raz ostatni

jak ściska za gardło.