Zeszyty Literackie nr 86 (2004 nr 2) Warszawa - Paryż

Powrót wciąż się dzieje

Rozmowa z Adamem Zagajewskim*

 

 

KRYSTYNA LENKOWSKA: Czym jest Po­wrót w zestawieniu z Pragnieniem, poprze­dnim Pana tomem?

 

ADAM ZAGAJEWSKI: Powrót jest niewąt­pliwie tomem bardziej empirycznym. To tak jakby od fizyki na pół teoretycznej przejść do fizyki stosowanej. I to właśnie mnie zaintere­sowało w tym cyklu wierszy: fakt, iż jest tu jedność miejsca i akcji, jedność narracji. I tak­że to, że nieomal z natury rzeczy emigrant wracający do miejsc dobrze mu znanych wra­ca do bardziej soczystej rzeczywistości, w do­brym i złym znaczeniu. Słyszy rodzime prze­kleństwa, wstydzi się za swoje miasto — ina­czej mówiąc, wydany jest na łup materialności bardziej dominującej niż ta, którą znał za gra­nicą. To tak, jakby dokonywało się tu wciele­nie, inkarnacja drugiego stopnia.

 

KL: Konstrukcja Powrotu wydaje się mieć swoistą chronologię. Zaczyna się od wjazdu do ciemnego miasta, a kończy bla­skiem, ale samo miasto w wierszu pt. Poezja jest poszukiwaniem blasku wraca do ciemności: „W ulicach i alejach mojego miasta / bezgłośnie i żarliwie pracuje ciemność". Czy to było przemyślane, czy przypadkowe?

 

AZ: Pół na pół; wiersze, które weszły do tego tomu, pomyślane były jako seria czy se­kwencja — nie powstawały jednak w po­rządku ani chronologicznym, ani odpowiada­jącym ostatecznemu ich układowi. Poza tym trochę oszukiwałem, w tym sensie, że włą­czyłem do cyklu kilka wierszy, napisanych trochę wcześniej, ale już w tonacji, której po­trzebowałem. Także i wiersz zamykający książkę był napisany wcześniej — jest tu więc trochę przypadku i trochę premedytacji.

 

KL: Na „drodze powrotu" spotykamy różne kolory wspomnień (te jasne dotyczą na ogół miast innych niż Kraków, gdzieś poza naszym rejonem geograficznym). Czy Kra­ków, nawet w tęsknych marzeniach, jawił się Panu w mrocznych kolorach?

 

AZ: Kraków jest ciemny, nawet czarny w zimie, jasny i zielony w lecie; to miasto północne (chociaż nie przyznające się do tego — w Krakowie uważa się, że to dopiero Sztok­holm leży na Północy). Tak że powrót jest również powrotem — w pewnym sensie — z wyprawy na Południe. Co prawda Paryż też jest miastem, które oszukuje (nie tylko poeci oszukują) — podaje się za bardziej południo­we niż jest. A klimat ma taki sam jak Londyn.

 

K.L: W głosie drugiej istoty występującej w Powrocie, obok bohatera lirycznego, jakim jest nie tyle Kraków, ile właśnie sam „po­wrót", nade wszystko słychać wahanie, okre­ślanie dawnej relacji na nowo. Czy ta książ­ka to jeden poemat o oswajaniu powrotu?

 

AZ: Poemat czy po prostu seria wierszy. Czy chodzi o oswajanie powrotu? Tak, ale także o jego zrozumienie, o znalezienie dla niego oprawy mitycznej; bo tak rozumiem poezję (uwaga — to nie jest próba definicji poezji), czy w ogóle literaturę, jako ciągłą rozmowę tego, co mityczne, z tym, co abso­lutnie rzeczywiste, czasem nawet codzienne, zwyczajne, trywialne. Ale chodzi też o to, że­by powrót się udał, może to jest rodzaj mo­dlitwy o to, prośby. Jest to książka bardzo pragmatyczna.

KL: Niektóre wiersze w tomie są niczym miłosne wiersze do miasta i kobiety, co się w tym tomie przenika. Czy tak jest rzeczywi­ście?

 

AZ: Tak, to chyba jest bardzo wyraźne — ale paralela nie jest doskonała; mam na myśli to, że wiersze miłosne adresowane są do kobiety, która jest w pewnym sensie mo­im przewodnikiem, czyli że jednak chodzi o miasto — o rzeczywistość naszego świata. I dopiero wewnątrz niej szukam ścieżek, dróg — a także przewodniczki.

 

K. L.: W wierszu Poranek, jednym z naj­piękniejszych, mniej więcej w środku tomu, następuje kulminacja: „nadszedł moment — i wkrótce przeminie". Czy to ma znaczenie dla konstrukcji całości, że tytuł tego wiersza, samo słowo „poranek", wywołuje wrażenie jasności, rozjaśnienia?

 

AZ: Na pewno ma znaczenie dla kon­strukcji całości — ten wiersz, też napisany nieco wcześniej, powstał podczas jednej z wizyt w Krakowie, kiedy jeszcze mieszka­łem we Francji, i jest zapisem pewnego wy­darzenia. Wydarzenia ulotnego, ale ważnego — to właśnie wiersze pozwalają nam nadać właściwą rangę wydarzeniom bardzo ulot­nym, ale mimo to istotnym. Z perspektywy powrotu już dokonanego ten wiersz jest tro­chę jak obietnica, ale też przestroga: te wiel­kie rzeczy przychodzą i odchodzą, przycho­dzą i odchodzą.

 

KL: Czy to, co jest piękne, jest równo­cześnie ulotne, a brzydota jest jakby trwal­sza?

 

AZ: To może kwestia temperamentu — proporcja między brzydotą i pięknem, między zwykłością i niezwykłością (chociaż oczywi­ście zwykłość niekoniecznie jest brzydka) jest zapewne rozmaicie postrzegana przez nas. Dla mnie momenty prowadzące do przeżycia piękna są rzadkie — staram się jednak o to, żeby nie dewaluować rzeczywistości codzien­nej, żeby i jej przyznać odpowiednią rangę. Bo najciekawszy jest dramat współistnienia tych dwóch sfer rzeczywistości.

 

KL: Czy dlatego, że w Polsce minął, uży­wając zwrotu z wiersza W cudzym pięknie, „czas gdy przechyliła się epoka", historia społeczna, niedawna i obecna, jest w nowym tomie raczej muśnięta i nie staje się pierw­szoplanowym tematem?

 

AZ: No tak, rzeczywiście tak jest. Ale jednak pewne motywy polityczne pojawiają się tutaj — w tych wierszach nie chodzi tyl­ko o powrót czysto duchowy. W końcu są tu echa Jedwabnego, jest ulica Szewska, pamię­tająca o śmierci Pyjasa, i jest też żal, że świat społeczny tak bardzo odbiega od naszych dawnych marzeń i projektów, że tyle jest w nim bylejakości.

 

KL: W drugiej części Powrotu emocje nieco opadają — dochodzi do pogodzenia, ale bardziej ze sobą niż z miastem w jego no­wym kształcie, bardziej ze sobą niż ze swoim powrotem. Czy dobrze to odczytuję?

 

AZ: Trudno mi odpowiedzieć na to pyta­nie — nie potrafię tak czytać własnych wier­szy. Ale pewnie ma Pani rację...

 

KL: Droga do blasku wiedzie przez chwilę przez kościół Bożego Ciała …

 

AZ: W kościele Bożego Ciała zadaje so­bie pytanie, które nieraz mnie dręczy — jak to jest z poszukiwaniem, czy może iść nieja­ko w nieskończoność, czy też musi się kiedyś zatrzymać. Kościoły — a ten należy do mo­ich ulubionych w Krakowie — są jakby przystankami na tej drodze, są portami, do których zawijają statki — i przez to właśnie przypominają o tym dylemacie.

 

KL: W Powrocie nie ma pogodzenia, ale nie ma też frustracji. Czy dlatego, że Pana marzenia się spełniają?

 

AZ: Marzenia nie spełniają się nigdy — można unikać klęski, ale nie zawodu. Nie ma frustracji? — być może. Myślę, że pomaga w tym tonacja poszukiwania. Ci, co poszuku­ją, przesuwają moment rozczarowania na później... Poszukiwanie nie daje nam wpraw­dzie tej energii i tych cnót, którymi obdaro­wani są ludzie pewni swego, ale też broni przed przedwczesną frustracją...

 

KL: „... do miasta / które kocham podejrzliwą miłością, / i któremu nic nie mo­gę ofiarować / poza tym, co zapomniałem i co pamiętam ", mówi Pan w wierszu Tęcza. W wierszu Poezja jest poszukiwaniem blasku „Kelner w chińskiej restauracji wybucha płaczem / i nikt się nie domyśla, dlaczego".

Czy sztukę niepopadania w sentymenta­lizm osiąga się przez celebrowanie życia tak, żeby nie kochać za bardzo?

 

AZ: Myślę, że obroną przed sentymenta­lizmem jest ciekawość — ciekawość świata i ludzi, próba zrozumienia komedii ludzkiej. Sentymentalizm to skupienie się na naszym małym ja — i utrata poczucia humoru. Nie chciałbym stracić poczucia humoru, ani też ciekawości świata.

 

KL: Czy warunkiem osiągania klarow­ności w wierszach jest bezwzględna uczciwość?

 

AZ: Uczciwość jest bardzo ważna. Ale obawiam się, że każdy z piszących rozumie ją inaczej. W poezji uczciwość może ozna­czać tylko wierność własnej wyobraźni. I wysiłek, żeby mimo wszystko próbować ją przekraczać.

 

KL: Czesław Miłosz mówi: „samo bycie artystą jest pochodną egoizmu i grzechem pychy, trzeba z artyzmu się wycofać, jeśli spowiedź ma być szczera" — czy Pan się z tym zgadza?

 

AZ: Zgadzam się z Czesławem Miło­szem, że jest element pychy w sztuce — ale nie jest to dla mnie sprawa tak zasadnicza, jak dla niego. Dla Miłosza problem niemoralności sztuki stał od dawna w samym centrum jego refleksji. Każdy poeta ma inną ekonomię. Dla niektórych te dylematy czy rozterki spalają się wewnątrz poematu, stając się jego paliwem, dla innych — w wątpliwościach poprzedzają­cych pisanie i następujących po nich.

 

KL: Powrót Odysa, powrót syna marno­trawnego, mickiewiczowski trup „co między wami zasiada", gombrowiczowski zapach dzieciństwa... zapach śmierci, tryumfalny wjazd antycznego wojownika z tarczą, eremi­ta, który w sensie duchowym nigdzie nie wyjechał i znikąd nie wrócił, anachoreta Antiochii, który już dawno temu wrócił z leśnej ścieżki, aby się dzielić swoim słowem. Czy li­ryczny bohater Powrotu jest podobny do któregoś z tych literackich symboli?

 

AZ: Chyba nie. Oczywiście o niektórych z nich pamiętam czy pamiętałem. Starałem się jednak, nie wiem, czy mi się to udało (na szczęście to nie ja muszę oceniać), znaleźć odrobinę inny smak powrotu, nie biblijnego, nie homeryckiego, nawet nie gombrowiczowskiego, ale takiego powrotu, który pozwala żyć dalej, który jest tylko fazą, przejściem do dalszego życia. Trop powrotu jest szalenie bo­gaty. Pani dobrze tu pokazuje te wibracje w tradycji poetyckiej, czy w ogóle literackiej, ale za każdym razem, kiedy się podejmuje te­go typu projekt, to jednak chce się znaleźć, ry­zykując, odrobinę czegoś nowego, jakąś nową jakość, nowy smak tego dawnego tropu poe­tyckiego. Czy mi się to udało? Znowu, na szczęście, to nie ja muszę powiedzieć.

 

KL: A to, do czego wędrowiec wraca, czyż nie jest światem fantomów?

 

AZ: Tak, jest nim częściowo. Takie rzeczy dzieją się w ostatnich tomach, tak jak w ostatnim tomie Prousta, który dla narratora też jest rodzajem powrotu. Ja, broń Boże, nie porów­nuję się z Proustem; szukam tu jedynie jakiejś dydaktycznej figury, porównania dydaktycz­nego, które by mi pozwoliło odpowiedzieć na to pytanie. Jest to fantomizacja życia, którą po­woduje czas, okrucieństwo czasu. Ja w swoim zamyśle, w tym moim powrocie, obok fantomatycznych zjawisk, możliwości, czy wymia­ru fantomatycznego, widzę też pewien wymiar realny, na przykład spotkanie dzieci lub ludzi bardzo młodych, którzy jeszcze nie są zdruzgotani, czy nawet naznaczeni przez tę torturę czasu. Także i mój narrator znajduje ja­kieś pocieszenie w tym, że ta fantomatyczność nie jest wszechobejmująca, że zawsze jeszcze można znaleźć elementy rzeczywiste, które nie są zdruzgotane przez czas.

 

KL: Określił Pan kiedyś powód swojego wyjazdu z Polski jako „osobisty", „ekono­miczny". Jakich przymiotników użyłby Pan w stosunku do swojego powrotu?

 

AZ: Mój wyjazd był bardziej osobisty niż ekonomiczny, bo wyjazd do Ameryki to był jakby nawias wewnątrz nawiasu. Jakiego przymiotnika użyć do powrotu? Myślę, że te­go jeszcze nie wiem, to jest właśnie ryzyko i przyjemność powrotu, tej decyzji egzysten­cjalnej. Jego sens odsłania się dopiero po kil­ku, nawet kilkunastu latach. Bo przecież mo­że się też okazać, że ten powrót stanie się moją porażką, tego nie wiem. Porażką hipo­tetycznie (odpukując w drewno, niestety ma­lowane, politurowane). O wyjeździe mogę mówić, bo wyjazd należy już jakby do mojej prywatnej historii. Mogę go nazywać, jak mi się żywnie podoba, ale powrót wciąż się dzieje. To nie jest tak, że powrót trwa jeden dzień czy miesiąc. Duże zmiany, duże prze­prowadzki trwają długo. Ich sens wypełnia się latami. Nie uciekam przed odpowiedzią na to pytanie, ale sam z pewną ciekawością i nie bez lęku patrzę, w co się to obróci.

Ten powrót trwa zaledwie od półtora ro­ku, to nie jest dużo.

 

KL: Zwłaszcza, że Pan wciąż wyjeżdża.

 

AZ: Tak, zawsze są jeszcze jakieś wyja­zdy, podróże. Perspektywa jest zmienna i ży­cie trwa nadal.

 

 

 

Kraków, 29 XII 2003

z Adamem Zagajewskim rozmawiała Krystyna Lenkowska

 

 

* Rozmowa dotyczy najnowszego tomu poezji Adama Zagajewskiego, Powrót, Kraków, Znak, 2003, s. 48.