O POEZJI KRYSTYNY LENKOWSKIEJ, grudzień 2007

Lubię poezję. Nie znaczy to, że noszę ze sobą tomiki poezji i czekam na wolną chwilę, żeby rzucić się do jej pożerania. Nie wyszukuję też w gazetach anonsów spotkań z poetami. Nie czytam afiszów i przeważnie nie korzystam z zaproszeń na wieczory poetyckie. Wiem też dlaczego. Słychać tam przeważnie że „świat jest okrutny, niesprawiedliwy, a na dodatek rzucił mnie ukochany”. A w ogóle to muszę wyrzygać to swoje nieszczęście i ból istnienia tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, że to ja cierpię najmocniej. W zderzeniu z powiększającym się okrucieństwem pokazywanym nam codziennie, poezja tak pisana nie trafia do mnie.

Te kilka zdań wstępu pomoże mi opowiedzieć wrażenia po lekturze nowego tomu Krystyny Lenkowskiej pt. „Sztuka białego”. Czuję, że poetka opowiada mi swoje refleksje ze spaceru. Idzie nieśpiesznie, delektując się zapachami i smakując często bardzo mocne dotknięcia świata. Jeśli się odwraca, to po to by spojrzeć jeszcze raz i jeszcze lepiej zapamiętać, żeby wiedzieć. Czasem, gdy wydaje się, że ścieżka jest pewniejsza, idzie na wysokich obcasach, ale lekko speszona odpowiedzialnością za wyrażanie powagi, szybko zmienia obuwie na miękkie, serdeczne i choć smutne to uśmiechnięte. Chce być obserwatorem bez płci, ale odczuwam ulgę, kiedy okazuje się, że nie chce oceniać, ale zrozumieć i przygarnąć – jak kobieta i matka. W czerpaniu radości z dotykania innych jest także pragnienie jeszcze bliższego kontaktu, potrzeba powrotu tej serdeczności, którą obejmuje widzianą ze ścieżki okolicę. Przyspiesza kroku, jakby chcąc biec na ratunek. Może trzeba ogrzać, może słowem pocieszyć? Wie jednak, że to niemożliwe, więc bezsilnie spogląda za siebie, a może w siebie. Dociera do niej, że radość z istnienia ma granice. Że można tylko odpocząć, spojrzeć jeszcze raz i znaleźć nadzieję w świecie odartym ze złudzeń, który

„Spójrz jak błyszczy”

Tadeusz Woźniak