Twórczość Nr 8 (837) sierpień 2015


TA, CO NIE LEŻAŁA PRZY PIĘKNODUCHU
(o poetyce Bohdana Zadury aż do Kropki nad i)


Zetknęłam się z poezją Bohdana Zadury późno, zbyt późno, bo dopiero w XXI wieku, a konkretnie w roku 2002, w Rzeszowie, na spotkaniu zorganizowanym przez redakcję literacko-artystycznej „Frazy”, pisma o zasięgu ogólnopolskim, rodem z Rzeszowa. Szczęśliwie zaczęłam lekturę jakby od początku, bo od wierszy z lat sześćdziesiątych pomieszczonych w tomie Więzień I krotochwila (Biblioteka „Studium”, 2001).

rozkradli mi miasto
zamurowali mu usta domami
pięknieje

po co wyjechałem
nie wiedziałbym że je kocham
miałbym dokąd wrócić

nawet trawy na nim
nie zasiali

Jednym tchem mogłam też przeczytać Poematy (Biuro Literackie, Port Legnica, 2001), zakupione tego samego dnia. Jak sama nazwa wskazuje były to poematy, czyli wiersze bardzo długie. Dane mi było więc poznawać poezję Zadury intensywnie, ekstensywnie, od początku i od końca równocześnie.

VI

W małych muzeach
można się schronić
przed deszczem

Małe muzea
zapewniają małe
pieniądze małe
przykrości małe
satysfakcje

Czasami w małych muzeach
można odkryć że wiersz
winien się sprawdzać
na wszystkich piętrach
znaczeń

Małe muzea jak małe kraje
są A mogłoby ich nie być

(Małe muzea)

Cieszę się, że poznałam wiersze Bohdana Zadury dopiero wtedy, kiedy nie było już we mnie młodzieńczego miejsca na bezkrytyczne naśladownictwo, bezrefleksyjne poszukiwanie autorytetów poetyckich, bo może, w stanie formalnego zadziwienia, przypadłby mi los epigona tego stylu.

Dygresja: piszę z pozycji tak zwanej osoby piszącej wiersze. Nie przystoi powiedzieć o sobie samym „poeta”, jeśli chce się zachować pozory skromności. I nie ryzykuje się mówienia o sobie samej „poetka” z obawy o konotacje tego słowa choćby z jego angielskim odpowiednikiem poetess, co w tłumaczeniu na nasze brzmiałoby – „poetessa”. Brrr, co na to akademiczki od gender studies?
Czy przypadkiem słowo „poeta” nie jest aby jedynym przykładem polskiego wyrazu opisującego zajęcie, aktywność, „profesję”, którą nawet poetki-feministki wolałyby zachować w jego męskiej wersji gramatycznej, interpretując to neutralnością wydźwięku? Tym bardziej że w języku polskim ma ono jakby końcówkę żeńską: poeta – kobieta.

Trzy lata później, nieco a rebours, przeczytałam Kaszel w lipcu, wydany w roku 2000 (Wydawnictwo POMONA).

usłyszeć że się jest
poetą światowym

ale czym jest świat
główka od szpilki
na której się nie mieści
nawet jeden anioł

(To miłe)

Już kilka dni później kupiłam sobie następne książki poety i tłumacza, Bohdana Zadury, i niech to będzie dowód mojego poważnego zainteresowania, poetyckiej zawiści, czyli zachwytu.
Był to imponujący edytorsko, jeszcze ciepły tom pierwszy Wierszy zebranych (Biuro Literackie, 2005).

Wracają do mnie piękniejsi i smutni
rozmawiam z nimi a tacy odlegli
tacy odrębni jakby słońce wzeszło
nad moją głową gdy chmury nad nimi

a słowo wyrzec to jakby nadepnąć
na rączkę dziecka albo bandaż zerwać
albo napocząć postną rybę nożem
albo popełnić inny drobny nietakt

(Do przyjaciół)

oraz Wiersze zawsze są wolne, poezja ukraińska w przekładach Bohdana Zadury” (Biuro Literackie, 2004). W pierwszym przypadku znów „zazdrościłam” Bohdanowi Zadurze wierszy, a w tym drugim - zazdrościłam ukraińskim poetom, że trafili (czytaj: zostali przez niego wybrani) na tak wyśmienitego tłumacza i poetę w jednej osobie.
Później miałam szczęście poznać Bohdana Zadurę bliżej. Tę szansę dała mi Przemyska Wiosna Poetycka 2005, kolejne poetyckie spotkanie „Frazy“ w Rzeszowie (gośćmi byli również Natalka Bilocerkiweć i Mykoła Riabczuk) oraz Poetycki Most na cześć Jarosława Iwaszkiewicza „Stawisko - Sandomierz - San Gimignano”, zorganizowany przez Muzeum Okręgowe w Sandomierzu w roku 2009 (główni sprawcy to: dyrektor Paweł Różyło oraz tłumacz i muzyk Leonardo Masi). Celebrując poezję Jarosława Iwaszkiewicza podróżowaliśmy (wraz z prozaikiem Janem Adamem Borzęckim z Sandomierza) po świetlistych Włoszech. Późnym południem (publicznie) i wieczorami (prywatnie) czytaliśmy wiersze (też własne) pod ciepłym toskańskim niebem.
Wiersze Bohdana Zadury od początku imponują mi językiem, który języka wiersza nie przypomina. A jaki to język być powinien, uczy nas lektura szkolna, akademicka, księgarniana, uniwersalna, „main streamowa”. Spróbuję doprecyzować to swoje tautologiczne i kontrowersyjne (może) spostrzeżenie.
Od kiedy pamiętam, rzeczywistość literacka przekonywała mnie, że poezja to mowa wiązana. Takie były wiersze, których uczono nas od dzieciństwa. I nie chodzi o rym. Rym nie przesądza o poetyckiej konwencji. Wiersz rymowany może brzmieć tak, jakby człowiek tak się właśnie naturalnie komunikował. Czysta poezja JEST, bez względu na rym czy biały wiersz. Ona jest formą nieodłącznej treści utworu i na odwrót - jej przesłanie nie istnieje bez swojej jedynie słusznie dobranej formy.
Ta doskonała symbioza sprawia, że czytając wiersz nie widzi się (nie czuje) warsztatu i mozołu pracy („białego żaru” -mjak mówi wybitna postromantyczna poetka amerykańska, Emily Dickinson). Jakby forma i treść były jedną wielką formą. Ważne, aby ta jednia zaistniała w czytelnika tu i teraz, bez względu na to, w jak odległej epoce powstał wiersz wolny od metafor i porównań, które „rozpuszczają” przesłanie. Wolny od wszelkiej grandilokwencji, do której przysposobiła nas szkoła, a czym nawet uznani współcześni poeci (nie tylko w Polsce) grzeszą po wielokroć. I nie tylko chodzi o epigoństwo romantyczne, skamandryckie, czy pisanie Frankiem O’Harą. Nawet najmłodsi poeci, mogłoby się wydawać nieskażeni formalną rutyną, w swoich postmodernistycznych poetykach, czy to punk, grunge, czy w jakiś innych rozproszonych rejestrach uczuć, często nie pozostawiają śladu swojej czystej, nie zakłóconej naśladownictwem, osobności. Stają się epigonami swojego poprzedniego wiersza lub wiersza kolegi po piórze.
Od początku uderzało mnie to, że poezja Bohdana Zadury nie odwołuje się wyraźnie do poetyckiej tradycji. Nie przypomina mi niczego, co znam z historii poezji. Jest oryginalną rzeką wiersza, która w swojej osobnej lirycznej potoczności niepostrzeżenie łączy się z rzeką rzeczywistości. Nie wiem tylko, czy to poezja Zadury wpływa do rzeczywistości, czy to realność przenika do tej liryki tak naturalnie. Naturalnie, ale nie płynnie. Słowo „płynnie” nie byłoby tu adekwatne. Zgrzytająca „liryczna” potoczność wiersza Zadury nie odcina się od skrzeczącego świata, jakiego doświadczamy. „De-liryczność” właśnie jest sygnaturą tej poezji.
Wiele się zdarzyło w literacko-osobistym życiu Poety, Bohdana Zadury, w ciągu ostatnich miesięcy. Przede wszystkim kardiologicznie i serdecznie, jak czytam w ostatnim tomie poetyckim Kropka nad i (Biuro Literackie, 2014). Nie zmieniła się jednak mowa tego wiersza, wobec której nie można przejść obojętnie.
Parę wierszy z tego tomu znałam wcześniej. Na przykład Hotel Ukraina, który jest najcelniejszym, według mnie, opisem artystycznym naszych polskich geopolitycznych i egzystencjalnych lęków wobec tego, co się stało na Ukrainie w roku 2013 i wciąż się dzieje u nich na wschodzie. Znałam też niektóre wiersze ze świetnej audycji radiowej redaktor Marii Brzezińskiej z Radia Lublin pod tytułem Świat nie jest dobry na serce.
Imponuje naturalność, z jaką pisze się i czyta Zadurowy wiersz. Tak po prostu, jakby jego autor opowiadał codzienność, rozmawiał ze mną - czytelnikiem, ani na moment nie wchodząc na koturn metafory.
Uważam, że osobna poetyka Bohdana Zadury nigdy nie leżała przy Pięknoduchu. Ma, zołza, imponująco silny charakter!
Warto wracać do wierszy z Kropki nad i. To temat, który nikogo osobiście nie oszczędzi; mam tu na myśli zwłaszcza „wiersze szpitalne”. Każdego z nas dopada w końcu potrzeba wysokiej jakości egzystencjalnej terapii. Wpisują się w nią też krótkie wiersze aforystyczne z tego tomu, ironii których bliżej do ocalającego mitu życia niż cynicznej (lub choćby sceptycznej) konstatacji. Żaden z nich jednak, na szczęście, nie stawia kropki nad i, jak to ze świetnym wierszem bywa.

Krystyna Lenkowska