Twórczość, rok LXV, nr 4 (761), kwiecień 2009

Team Spirit
Wiedza i wyczucie filologiczne, a w tym szczególnie językoznawcze, bardziej przydają się tłumaczom niż poetom.  Poezja wymyka się regułom językowym. Poeta jest hunwejbinem języka, a tłumacz z pokorą kłania się jego regułom. Podczas gdy poeta mierzy się z językiem jak z wrogiem, wadzi z nim, nienawidzi, obraża go, potem natrętnie przeprasza lub nie, tłumacz pochyla się nad językiem jak piastunka. W swojej benedyktyńskiej pracy, która jest na antypodach procesów epifanicznych, tłumacz najpierw studiuje interesujący go tekst poetycki w obcym języku, który za sprawą przemyślanej decyzji staje się jego materią pracy, a potem przekłada go na język swojego własnego ciała i duszy.  Praca poety nad wierszem jest zawsze na poziomie uczucia, a aktowi translatorskiemu wystarczają uczciwe emocje. Obawiam się, że jeśli wkradają się tam zbyt silne uczucia, inne niż przeżycie samego wiersza, obcojęzyczna wersja może zanadto odbiegać od jego przesłania. Podobnie dzieje się, kiedy tłumacz, sam poeta, świadomie lub nieopatrznie, spontanicznie, nadaje oryginałowi rys swojej własnej poetyki. Dobry wiersz może się zdarzyć każdemu, ale dobre tłumaczenie nigdy nie jest dziełem przypadku.
Proces powstawania wiersza nie jest jednoznaczny. Nie wiadomo nigdy co powstaje najpierw, wizja poetycka czy słowo. Nie wiemy jak pracuje wyobraźnia poety (zresztą nie o to chodzi, najważniejsze potem jest, czym staje się wiersz we mnie samym, jako czytelniku), bo widzimy tylko to (aż to), co się dzieje na poziomie języka. Czy zapisywanie wiersza jest  procesem równoczesnym z twórczym wydarzeniem wyobrażeniowym, czy go wyprzedza czy, co wydaje się najbardziej prawdopodobne, jest skutkiem powstającego w nieokreślonym czasie uczucia? A może magiczne słowo kształtuje wizję poety będąc  jej przyczyną, bazą, wypełnieniem, dopełnieniem, kontrapunktem lub antagonistą, który ją uwypukla? Nie wiedzą tego nawet najbardziej wnikliwi i kompetentni badacze literatury ani sami poeci.
O wiele łatwiej przyłożyć miarę do efektów tłumaczeniowych i,  z całym szacunkiem, jest to również skomplikowany proces twórczy. I w tej dziedzinie kultury humanistycznej, jak każdej innej, mamy mistrzów i grafomanów. Zła poezja na ogół nie dociera do szanujących się żurnali literackich, a przypadkowy  tłumacz może "uwieść" wydawcę nośnym nazwiskiem poety  i wydać niewydarzoną wersję wiersza, która w swoim oryginale jest arcydziełem. Zapracowuje wtedy  niestety nie tylko na swoją złą sławę, niesławę swojego wydawcy ale, co najgorsze, na infamię poezji, którą źle przetłumaczył.

Michael Hofmann, poeta, krytyk i tłumacz literatury niemieckiej na język angielski, m.in. Franza Kafki uważa, że taki niefart przydarzył się niedawno pierwszemu wyborowi poezji Zbigniewa Herberta w Stanach Zjednoczonych, co próbuje udowodnić  w "Poetry"1, bardzo prestiżowym literackim piśmie  amerykańskim, skwapliwie wyliczając ewidentne, według niego, wpadki tłumaczki, Alissy Valles.2 Zgadzali się i polemizowali  z nim różni poeci, krytycy i tłumacze na łamach tego samego i innych pism. Kontrowersja nie zaszkodziła książce, a może nawet jej pomogła. Dziesięciotysięczny nakład "The Collected Poems" Herberta rozszedł się w USA jak ciepłe bułeczki, a opiniotwórczy dziennik The New Yorker postawił Herberta na równi z Eliotem i Audenem. Wygląda na to, że ten sukces można w części przypisać tłumaczeniom, które "wstrzeliły się" w idiom amerykański. Szkoda, że tej szansy nie dostali John i Bogdana Carpenter, którzy poświęcili tłumaczeniom Herberta na język angielski wiele lat życia.

Jak wspomniałam, poeta i tłumacz w jednej osobie niekoniecznie przetłumaczy najfortunniej swój własny wiersz. Ogólnie wiadomo, że poeci często zawierzają w tej kwestii innymi poetom-tłumaczom,  nawet jeśli sami są tłumaczami tego języka a rebours. Czesław Miłosz tłumaczył swoje wiersze z poetami amerykańskimi, Robertem Hassem, Robertem Pinsky'm, i innymi.  Adam Zagajewski choć zna świetnie angielski, nie tłumaczy swoich wierszy i powierza tłumaczenie własnej poezji  kompetentnym  tłumaczkom, Clare Cavanagh i Renacie Gorczyńskiej oraz C.K. Williamsowi, wybitnemu poecie.

Przypadek polsko-angielskiej książki Bogdana Czaykowskiego i Andrzeja Buszy, "Pełnia i przesilenie" / "Full Moon and Summer Solstice" jest podobnym przykładem "polityki" tłumaczeniowej, która potwierdza powyższe niepisane reguły.
Zarówno Czaykowski jak i Busza są poetami, filologami i tłumaczami literatury. Obaj są Polakami, ale istotny jest fakt, który język jest ich językiem poetyckim, a który jest językiem docelowym kiedy występują w roli tłumacza. Świadomi warsztatu tłumaczeniowego tłumaczą literaturę inną niż swoja własna na język, który jest ich językiem poetyckim. Jest to święta reguła wielu, o ile nie większości, poetów-tłumaczy. Nawet Stanisław Barańczak, wybitny poeta, tłumacz-wirtuoz, stara się jej nie gwałcić, świadom transformacji jakim ulegają słowa, zwroty, idiomy, język idiolektyczny poezji (wyjątek zrobił jedynie dla trenów Jana Kochanowskiego, może dlatego że przetłumaczył je nie sam, ale z wybitnym poetą irlandzkim, Seamusem Heany'm, noblistą). Dla Buszy tym językiem jest język angielski, a dla Czaykowskiego język polski.
Decyzje "wyboru" języka na życie są wprost proporcjonalne do życiorysów.  Wojna zaprowadziła Andrzeja Buszę najpierw na Bliski Wschód, a w wieku 9 lat do Anglii. Jako 27-latek przenosi się do Kanady. Wojenne i powojenne losy rzuciły Bogdana Czaykowskiego do Związku Sowieckiego, następnie do Indii. Kiedy przybył do Anglii miał 16 lat i tam obaj polscy emigranci poznają się, zaprzyjaźniają. W Kanadzie Czaykowski osiada w wieku 30 lat i niedługo potem ściąga z Anglii młodszego kolegę.  Prawie natychmiast, poza akademicką pracą zawodową, Busza i Czaykowski tworzą przyjacielską "spółkę translatorską", która zajmuje się przekładami poezji polskiej. Tłumaczą Iwaszkiewicza, Jastruna, Wierzyńskiego , Miłosza i Białoszewskiego, co ukazuje się w polskim numerze "Modern Poetry In Translation". Po jakimś czasie zaczynają też tłumaczyć siebie nawzajem.  Z pewnością konsultują się w przypadkach językowo newralgicznych i tym sposobem można tu również mówić o pracy zespołowej, czego poeci nie odnotowują w wydaniu książki, bo wydaje się to oczywiste.
Zgodnie z nauką, która bada pracę mózgu podczas nabywania i doskonalenia kompetencji językowej, zwłaszcza lewą półkulę odpowiedzialną za przyswajanie języków, dla 9-letniego Buszy język angielski mógł stać się tak zwanym językiem pierwszym, a dla 16-letniego Czaykowskiego "już tylko" językiem drugim. Na tyle jednak długo mieszkają w anglojęzycznej Kanadzie, na tyle intensywnie żyją kulturą zarówno języka angielskiego jak i polskiego, że w ogólnym rozumieniu kompetencji tłumacza literatury, obaj z pewnością byliby świetnymi tłumaczami tych języków w obie strony.

Nie jestem upoważniona do pisania o tłumaczeniach na język angielski w ogóle, jako tłumaczka literatury anglojęzycznej na język polski, a nie odwrotnie. Za krótko mieszkałam w krajach anglosaskich aby tłumaczyć  literaturę na język, który jest dla mnie językiem obcym.  Tym bardziej kieruję się tą zasadą w kwestii recenzowania poważnych tłumaczeń poważnej literatury na język angielski, co z pewnością odnosi się do tłumaczenia poezji Bogdana Czaykowskiego  przez Andrzeja Buszę.

Jeżeli chodzi o tłumaczenia wierszy Andrzeja Buszy na język polski, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że język poetycki tłumaczeń wydaje się w kilku miejscach bardziej archaiczny niż język oryginału. Nie jest to, moim zdaniem, wada tylko sygnatura Czaykowskiego jako tłumacza. W wierszu "Glosa do sonetu 130" czytamy "florentyński autor sonetów / orzekł że zdajesz się raczej słuchać / niźli mówić", co jest tłumaczeniem następującego fragmentu: "sonneteer of Florence said / you seem to listen / not to speak" i wydawałoby się, że wyrazy "powiedział" zamiast "orzekł", "wydaje się "zamiast "zdajesz się", "niż" zamiast "niźli" byłyby bardziej naturalnym wyborem wobec współczesnej angielszczyzny Buszy.
W wierszu "Powrót Hamleta", polskie tłumaczenie brzmi "Hamlet (.) winien być konsekwentny", podczas gdy fragment oryginału "Hamlet (.) must be consistent" nie ma ani śladu archaizowania jakie niesie polskie słowo "winien" w znaczeniu "powinien".

Generalnie wydaje się, że Czaykowski, tłumacz i poeta w jednej osobie, poetyzuje po swojemu i na swój rachunek poetykę Andrzeja Buszy. Archaizowanie jest właśnie jednym z tych zabiegów.  Innym jest wprowadzanie neologizmów tam, gdzie ich nie ma w oryginale. W wierszu "Karły" czytamy : "Szparki ich wąskich ślepi (.) / świecą w zielonkawej mroczy".  Busza zaś pisze w tym miejscu "their slit-narrow eyes / gleam in the greenish murk". Myślę, że użycie wyrazu "mrocza" zamiast "mrok" jest bardziej poetyckim ale i bardziej wydumanym wyjściem. Niemniej, według zasady kompensacji, piękną aliterację "gleam in the greenish murk" tłumacz zastępuje inną, równie piękną: "szparki ich wąskich ślepi (.)/świecą (.).

Wydaje mi się, że w świetle powyższych rozważań, zaskakujący jest wybór równoważnika zdania tam, gdzie w oryginale jest regularne zdanie proste, co czyni wiersz w przekładzie bardziej nowoczesnym,  i co żywo przypomina ultra nowoczesne tłumaczenia Stanisława Barańczaka, żeby przypomnieć choćby  znany fragment z T.S. Eliota: "W salonie - panie, pań, paniami, paniom / konwersacja. Temat:  Michał Anioł".3 Dla kontrastu podaję ten sam fragment "Pieśni Miłosnej J. Alfreda Prufrock'a" w tłumaczeniu Władysława Dulęby: "W salonie gdzie kobiet przechadza się wiele, / Rozmowa o Michale Aniele".4 W wierszu "Lot" Andrzej Busza mówi " to the north / the control tower / stood on watch", z wyraźnym orzeczeniem w zadaniu, którym tu jest czasownik "stood" ("stała"), a Czaykowski tłumaczy to  następująco:  "na północ / wieża /na straży powietrza". Czyżby rekompensatą braku orzeczenia była dodatkowa jakość nadania wieży funkcji  "pilnowania powietrza", co jest ciekawym rozwiązaniem poetyckim, jednak nie znajduje się w oryginale wiersza, a tylko w tłumaczeniu?  Jest to jeden z tych przykładów , gdzie tłumaczenie okazuje się jeszcze bardziej interesujące niż  oryginalna wersja wiersza.

W "Locie" Czaykowski odbiega stylem od zacytowanych wcześniej przykładów tłumaczeń, które określiłam jako archaizujące, zaznaczam - nie epigońskie, może raczej klasycyzujące język Buszy, skądinąd już klasyczny sam w sobie, z wyraźnym pogłosem tradycji literatury angielskiej od Chaucera, Szekspira ( /"My mistress/ your eyes are nothing like the Sun") lirycznych ballad romantycznych, przez Dickensa, siostry Bronte, poetów Roberta Browninga, Pre-Rafalitów  (daffodils and daisies - o rose - Morris tint blue of course /kompilacja KL/), po prozę Josepha Conrada i dalej. Słychać wyraźnie, że Andrzej Busza otrzymał staranne, tradycyjne wykształcenie humanistyczne w szkołach angielskich, podstawowej i średniej (oraz uniwersyteckie, co dotyczy również Czaykowskiego). Czytam w jego biografii, że Conrada studiował dogłębnie. Myślę, że jest zasłuchany w czarowny rytm prozy Conrada, pisarza również o polskich korzeniach piszącego po angielsku z unikalną świeżością poetyckiego wysłowienia jaka zdarza się tylko pisarzom wychowanym w więcej niż jednej kulturze równolegle.

Powyższe cytaty i porównania z "Pełni i przesilenia" nie są przykładami mojej krytyki tłumaczeń, a sposobu w jaki Bogdan Czaykowski traktuje materię wiersza w kontekście jego pojemności tłumaczeniowej. Krytycznie odnoszę się jedynie do miejsca, w którym oryginalna i prosta zarazem metaforyka została poddana  zabiegowi pięknoduchostwa. W wierszu "Przesilenie dnia z nocą" można przeczytać: "nawet jeśli ten dzień rozkwitnie / jak pąk przepięknej róży czerwca / złotem brzoskwini o świtaniu / liliowo o zachodzie słońca / nawet jeżeli jego / niebieskie i zielone barwy / oddychać będą tchnieniem światła/ będzie to smutny dzień". Równie pięknie lecz jakże ciekawiej brzmi ten wyimek w oryginale "even if this day petals out / perfect like a June rose" (" nawet jeśli ten dzień rozkwitnie / doskonały jak czerwcowa róża") / peach gold at sunrise (brzoskwiniowo złoty o świcie) / peach purple at sundown (brzoskwiniowo fioletowy o zachodzie) / even if all the blues and greens / breathe light (nawet jeśli wszystkie błękity i zielenie / będą oddychać światłem) / it will be a sad day (będzie to smutny dzień). Zaznaczam, że nie silę się tu na nowe tłumaczenie wiersza, a wskazuję miejsca, które nie tyle musiały odejść od oryginału, bo to w pracy tłumacza dylemat powszedni, co odeszły od frazy oryginalnej w swojej prostocie, jaką jest na przykład wcześniej zacytowana metafora "all the blues and greens" i jaką nie jest przetłumaczony epitet "przepiękna" w stosunku do róży.

W tym samym wierszu są też przykłady tłumaczenia, gdzie tłumacz wychodzi obronną ręką z karkołomnych sytuacji językowych takich jak "for in the end / the precessional disaster came". W języku polskim nie ma jednoczłonowego odpowiednika wyrazu "precessional". Tłumaczenie Czaykowskiego "i katastrofa nastąpiła / z przechyłu zakłóconej osi" wydaje się optymalne i piękne.

Moimi ulubionymi tłumaczeniami Czaykowskiego w tej książce są te, w których jest dokładny, co w przypadku tłumacza niekoniecznie oznacza dosłowny oraz kiedy jest sobą, Bogdanem Czaykowskim, którego poznaję poprzez własne wiersze pomieszczone w "Pełni i przesileniu". A  jest poetą piszącym nowoczesną, żywą polszczyzną,  co zadziwia, kiedy wiemy jak wiele lat, aż do śmierci w roku 2007, mieszkał poza Polską.  Próżno by szukać w jego własnych wierszach archaizmów czy choćby symptomów pięknoduchostwa.  
Takie też wydają mi się jego tłumaczenia większości wierszy Andrzeja Buszy, na przykład "Jeruzalem", "Babilon" i "Trzeci testament". I choć i tu zdarza się, że pokusa tworzenia neologizmów jest silniejsza niż wierność wobec oryginału, jak w przypadku wyrazu "divinity", co oznacza "boskość", którą Czaykowski przekłada na "bogoistność", jest to jedyny przypadek tego tłumaczeniowego, uduchowionego, skądinąd jakże pięknego, "szalbierstwa" w wyróżnionych wierszach.5  Z pewnością Czaykowski, jak każdy tłumacz-artysta, wnosi do "Pełni i przesilenia" część  swojego, nowego, własnego doświadczenia przygody jaką jest podróż po wierszach Andrzeja Buszy. Swoja drogą, sam tytuł książki w języku polskim, "Pełnia i przesilenie", brzmi świetnie, co jest zasługą tłumacza oraz samego języka polskiego, który w tym przypadku przenosi znaczenie w dwóch słowach zamiast czterech, osiągając przy okazji dużo większą pojemność niż angielski tytuł "Full Moon and the Summer Solstice". Na ogół to język polski potrzebuje więcej elementów słownych aby oddać doskonale znaczenie pojedynczych słów czy  zwrotów w języku angielskim.

Znany i ceniony tłumacz literatury anglosaskiej, Jerzy Jarniewicz, w wywiadzie na temat dobrych przekładów mówi, że oryginalny tekst literacki i jego tłumaczenie powinny ze sobą rozmawiać i nawzajem się oświetlać.6  I tak właśnie dzieje się w przypadku tłumaczenia wierszy Andrzeja Buszy przez Bogdana Czaykowskiego. Stało się tak nie tylko dzięki merytorycznemu przygotowaniu literackiemu Czaykowskiego, ale także ze świadomości samego tłumaczenia poety przez poetę, ich wzajemnych fascynacji. Proces ten nie mógł być paraliżujący, a wręcz przeciwnie, musiał być  inspirujący, jak to wynika z biografii przyjaciół spędzających ze sobą wiele czasu na przestrzeni wielu lat. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że wzajemnie te same argumenty przemawiają również na korzyść  angielskich tłumaczeń wierszy Bogdana Czaykowskiego przez Andrzeja Buszę.

"Pełnia i przesilenie" jest piękną książką poetycką dla miłośników dobrej poezji, którzy znają tylko język polski, lub dla tych, którzy znają tylko język angielski oraz dla osób dwujęzycznych. Ci ostatni mogą docenić też kongenialną sztukę tłumaczenia poezji, mając cały czas na uwadze, że poezja z definicji jest nieprzetłumaczalna i niewymierna w swoich efektach, narażając tym samym tłumaczy na krytykę rządzoną gustami recenzentów, na tle nieustrukturowanej polskiej recenzji literackiej w ogóle. Bardziej narażona na niejasne kryteria oceny jest już tylko sama poezja jak i sztuka w ogólności, co nie zniechęca skutecznie, choć nie bez depresji i melancholii, twórców do ciągłego tworzenia wbrew ambiwalentności hierarchii wartości. Nie one decydują o tym impulsie, który rozpala słowo lub obraz. Ani o tym, kto i jak je później oświetla.

 

Andrzej Busza, Bogdan Czaykowski "Pełnia i przesilenie" / "Full Moon and the Summer Solstice", Polski  Fundusz Wydawniczy w Kanadzie, Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne "FRAZA", Toronto-Rzeszów 2008


1 Michael Hofman "A Dead Necktie", Poetry, May 2007

2 Zbigniew Herbert, "Collected Poems, 1956-1998", Ecco/HarperCollins, New York 2007

3 "Pieśń Miłosna Alfreda J. Prufrocka"

4 "Pieśń Miłosna Alfreda Prufrocka" (w:) T.S. Eliot, Wybór Poezji, wybór tekstów K. Boczkowski i W. Rulewicz, wstęp W. Rulewicz, Wrocław 1990, s.10

5 "Trzeci testament", "Pełnia i przesilenie"

6 "Tłumacz wysokiego ryzyka", rozm. Agnieszka Wolny-Hamkało, Gazeta Wyborcza, 26.12.2005