(…) Czasem
jest tak, że czeka się długo i smutno nie wiadomo na co, i nagle otrzymujemy to,
co wypełnia puste miejsca, żegluje pod pustym niebem. Ja nieraz myślę o tym.
Wyobrażam sobie pejzaże, ulice, chwile nieobecności, okna. (…)
Przeczytałem
wczoraj wieczorem „Wybór Ewy”, trochę nieufny, bo czerwiec, bo słodkie
powietrze, bo włączyłem „Kind of Blue”, więc wszystko mi tańczyło i pięknie
pachniało. Dzisiaj niedziela, nudna,
parna, bez powabu.
To jest
wybór, niektóre wiersze pamiętam, inne odkrywam, jeszcze inne mijam jak drzewa
przy drodze. (…) Piszę nie jako krytyk, filolog, eseista czy kto tam jeszcze;
piszę jako facet stosujący jedyne wiarygodne poetycko /!/ kryterium: co czuję
sercem, żołądkiem, skórą kiedy czytam. Czy to jest o mnie, dla mnie, czy to
mnie WZRUSZYŁO.
Otóż mnie,
Macieja Szczawińskiego, w środku własnych zasupłań i obsesji najbardziej wyjęły
z siebie i przejęły wiersze – „Kruchość”, „Rozmowa o śniegu”, „Kraków-Warszawa
Zachodnia”, „Sklep z porcelaną”, „Mężczyzna w kaszkiecie”, „Ja-ona”,
„Przychodzą Odchodzą”, „Zapach miłości”, „Lekko nad łóżkiem”. (…) Jasne, że
wyłuskałbym jeszcze obrazy mi bliskie z jakichś pozostałych tekstów, ale spotykam
się z autorką w tych, które wymieniłem.
(Poetka) jest w tych wierszach bardzo fascynująca, trudno nie dostrzec, z
klasą, cholernie kobieca, a więc silna, dbająca, a jednocześnie taka
dziewczynka krucha, popękana w środku i pokaleczona samotnością. Ona jest w
wierszach ogromnie sexy. Ale ta szczelina – to „jest nie ma” zawsze, wszędzie, choćby nie wiem ilu ludzi, słów,
spełnień – prześwieca. No i fajnie. Bez tego nie będzie poezji, tylko wiersze i
wiersze, mdły nadmiar sposobów. (…)
Patrzę znad
okładki i tego pysznego Maśluszczaka na kończący się dzień, mrużę oczy,
uśmiecham się, doznaję smaku.
Maciej
Szczawiński, Katowice
lipiec 2005