Twórczość Rok LXII, nr 2 (735), luty 2007

Krystyna Lenkowska


RUCHOME POLE: WSZYSTKO, DOPÓKI SIĘ NIE ZDARZY

Przeczytałem "Metafizykę" Heideggera. Niewiele zrozumiałem. Jak film Hitchhock'a zaczyna się najnowszy tom poezji Rafała Rżanego pod frapującym tytułem "Ruchome pole", a potem napięcie tylko rośnie.
Zakładając, że poeci są czytelnikami dość wyrafinowanymi i wymagającymi, Rżany ma prawo oczekiwać przejrzystości przekazu po rozprawie, którą uważa się za "biblię" współczesnej filozofii. Już w pierwszym zdaniu, poeta aspiruje do zmierzenia się z dziedziną najwyższej rangi, jaką jest metafizyka, choćby za cenę kwestionowania uznanego dzieła. Lub odżegnując się od tematu, wdzięcznie go prowokuje, co na jedno wychodzi. Uwertura do utworu "Ruchome pole", która się zaczyna od wysokiego C erudycji, swoim rozbrajającym wyznaniem zachęca do podjęcia próby "dialogu” z Rżanym, bo przewrotnie obiecuje klarowność, co najmniej formalną.

Czy zrozumienia oczekujemy też po lekturze poezji? Wszelkiej poezji? Polski poeta romantyczny pragnął, aby jego poezja trafiła pod strzechy. Z pewnością trafiła tam werbalizacja tego marzenia i wciąż żyje jako anegdotyczne pobożne życzenie poetów. Życzenie życzeniem, a każdy uczciwy poeta rozmawia z wybranym interlokutorem na swoim poziomie abstrakcji, co sugeruje, że rozmówcą, słuchaczem, adresatem poezji jest alter ego autora, czyli często poważny intelektualista.

Podmiot liryczny Rafała Rżanego rozmawia z bardzo wymagającym czytelnikiem, m.in. zwracając się do Tomasza z Akwinu, czy powołując na Maritain'a. Choć pisana prostą, jasną frazą, jest to tzw. trudna poezja, jeśli uznać fakt, że "łatwą poezją" są, na przykład, wiersze ks. Jana Twardowskiego, z jego prześwietną, nie pozbawioną humoru, prostotą.

W "Ruchomym polu" (lub na "ruchomym polu") poeta rozmawia z wybraną osobą-personą nie tyle wszechwiedzącą, co "wszechobecną", tym samym nobilitując adresata, obdarzając go a priori (terminologią filozoficzną chcę podkreślić konsekwencję poetyckiego systemu autora) duchowym i merytorycznym zaufaniem, wciągając w sztukę poszukiwania tylko wielkich i jednoznacznych spraw jak wiara, miłość, pogodzenie. A poszukiwanie to jest nie tyle aktem pierwotnym, co ciągłym odzyskiwaniem wartości, które się kruszą pomiędzy ludźmi nawzajem, czyli w konsekwencji między ludźmi i Bogiem. Przesuwają od wewnątrz poza życie i może los. Z jednej strony, na boskie podobieństwo, stawia on sobie jako rozmawiającemu z własną duszą, a może wręcz z samym Bogiem, wysoką poprzeczkę w hierarchii dróg do idealizmu:

- lecz zobaczyłem twoje dłonie:
szczupłe i jak płomień świecy wąskie;
i pomyślałem: gdybyż takie były
nasze myśli - jasne, a usta - cierpliwie milczące,
("Widziana zbyt krótko")

A z drugiej, godzi się, choć nie bez nuty żalu, na niemoc Boga, zadając mu pytanie o milczący głos, nieobecność, czym przez podwójne zaprzeczenie potwierdza jego istnienie wieczne. (Czyż to właśnie nie ksiądz Twardowski powiedział, że Bóg jest paradoksalny?)
Lecz nie ma tam ciebie, bo milczy tu na ziemi
wieczność.
Więc co najtrwalsze, co najdłużej trwa?
- Nie papier, nie kamień; może - nieobecność?
("Listopad")

W tytułowym wierszu "Ruchome pole II" poeta kreśli swoje wyobrażenie Boga jako tej siły, która nie tylko jest niewładna, ale wręcz obojętna na samotność człowieka.

- Więc jesteś ponad?
- Ach nie, raczej z boku...
I już zmęczyła mnie powolna obojętność,
lecz wciąż tak kusi to w nas
i poza nami,
i dzieli,
i dzieląc
- ot, delikatnie spycha w opuszczenie -

Unosi się nad tymi wierszami Bóg jako koncepcja "ruchomego pola", którego doskonałości należy szukać w niedoskonałości. Raz jest to Bóg chrześcijański, a innym razem koncept przesuwa się w kierunku wizji Boga odkrytego przez mędrców Dalekiego Wschodu, z którym się autor już nie wadzi. Choć Bóg w swojej "dalekowschodniej postaci" daje człowiekowi też lęk i "smutek przyczyny", "mistrzowie starości" oswoili poetę z losem, zaczarowali dotknięciem chińskiej róży jak różdżki tak, że "oto gotów się już nie obudzić, / lub też trwać - choćby w nieskończoność" (***, str.42). Ktoś kiedyś bezwiednie (profetycznie?) przeinaczył nazwisko Rżanego nazywając go "różanym".

Kontemplacja myśli Orientu pomaga poecie znaleźć sposób na mniej bolesne, bliskie mu i bliskie z racji miejsca przebywania, dotykanie świata i trwanie w nim. Symptomatyczne jest to, że w żadnym z pomieszczonych wierszy, odwołujących się do Dalekiego Wschodu, nie pojawia się słowo śmierć, podczas gdy w innych wierszach mnożą się archetypy chrześcijańskie takie jak opatrzność, śmierć, chaos, dusza oraz atrybuty śmierci: cmentarz, popiół, kości, zmartwychwstanie, czarny kruk.

Jeśli nawet bezpośrednim adresatem zacytowanych powyżej życzeń i pytań jest nie Bóg, a człowiek, na przykład kobieta "o wąskich dłoniach" oraz inne postacie, choćby te wymienione z imienia lub nazwiska, wszystkie one, razem z czytelnikiem, uczestniczą w tym poetyckim "sakramencie rozmowy" z ruchomym podmiotem lirycznym. Jest on raz z jednej, a raz z drugiej strony miejsca-pola, "konfesjonału", estetyki, religii, siebie samego. Tym samym nazwałabym wiersze Rafała Rżanego poezją konfesyjną, która jest wielowarstwową, dwukierunkową, ciężką gatunkowo rozmową, pełną pytań o śmierć, pokorę, tożsamość, wieczność, samotność, ulotność, wzniosłość życia. Inną od konfesyjności w nas utrwalonej przez codzienną katolicką modlitwę, czy poezję Rilkego lub, zataczające w naszym kraju coraz szersze kręgi, wiersze ks. Twardowskiego. Nie opuszcza nas, ani na chwilę, oddech rozmówcy, również nasz własny oddech, jego pulsowanie, z wpisaną w tę grę omylnością, choćbyśmy byli samym Panem Bogiem lub doskonale nieboscy na jego podobieństwo. Bohater liryczny, od początku dość bezgrzeszny, użycza autorytetu spowiednika-przewodnika taktownie i czujnie, żeby w innych wierszach przesunąć figurę liryczną i zamienić rolę na pełną skupienia uwagę zwyczajności nad szczególnością. Wraz z ostatnimi wierszami z literatury chińskiej, koreańskiej i japońskiej, jest jeszcze czyściejszy, "opłukany", ale nadal w swoim człowieczeństwie smutny, kruchy i jednorazowy jak życie. Prawdziwy.

Oddzielone od słów
Oddzielone od serca
Zaledwie to:
Jednodniowa kwestia
("Smutek", Shuntaro Tanikawa)

"Ruchome pole" czyta się wiele razy, nie tylko dlatego, że jest to wymagająca poezja, która stawia odwieczne pytania pytaniom trudnym, ale też imponująca osobna wizja świata opowiedziana oryginalnym głosem, bez postmodernistycznego skazywania czytelnika na eksperymenty na oku i uchu. Choć może językowy zabieg archaizujący styl książki, mam tu na myśli takie wyrażenia jak: "nim", "by", "twych", "winni" (w znaczeniu "powinni"), "żeś", "próżno", etc., który ma podkreślać ceremonialność spraw ważkich lub ponadczasowość przesłania tego tomu, powoduje pewne uszczuplenie "tu i teraz" młodego rocznikiem poety. Na podziw zasługuje wyjątkowa czystość i spójność formalna, a także dojrzałość oraz imponujący potencjał dyskursywny. "Ruchome pole", trzeci tom poetycki Rafała Rżanego, jest rozmową, która się "jeszcze nie zdarzyła", a od dawna wędruje po głowach.

Krystyna Lenkowska

 

Rafał Rżany, "Ruchome pole", Biblioteka "Nowej Okolicy Poetów", tom 14, Rzeszów 2006