NOWA OKOLICA POETÓW

Rok III nr 8 (2/2001), Stulecie Juliana Przybosia

Red. Naczelny Stanisław Dłuski

PL ISSN 1506-3682

Index 353574

www.nop.net.pl

 

 

 

Mój Przyboś

 

Zastanawiam się czy byłabym tą samą osobą teraz, gdybym nie zetknęła się z poezją Juliana Przybosia w roku 1970. Dowiedziałam się o jego istnieniu w dniu jego śmierci. Skrzyknięto wtedy uczniów szkół rzeszowskich aby uczcili ten fakt  recytując wiersze. Usłyszałam przy okazji, że on sam był uczniem gimnazjum w Rzeszowie (dzisiaj: I LO) i wyobraziłam sobie jak przemyka w murach starej szkoły i po bruku ulicy 3 Maja (vel ulicy Pańskiej, tzw.: Paniagi) w trzewikach umaczanych w gwoźnickim błocie.

Chyba dobrze się stało, że wtedy nie poznałam jego wierszy z tomów Śruby i Oburącz, bo mogłabym się zrazić do Przybosia na długo. Nie potrafiłabym w wieku 13 lat (i w ówczesnym systemie nauczania języka polskiego!) odróżnić maniery i frazeologii socrealistycznej konstrukcji pseudo-poetyckiej od awangardowej młodzieńczej fascynacji techniką urbanistyczną. A wszystko to na dodatek: w relacji fragment życia-kosmos, czyli podwójności semantycznej, co było bezwzględnym rygorem Zwrotnicy.

Również tematy militarne nie zainteresowałyby uczennicy szkoły podstawowej znudzonej wojenną lekturą obowiązkową o Bóg wie których wojnach. Dane mi było rozpocząć moją przygodę z Przybosiem od wybranych wierszy z tomów W głąb lasu i Równanie serca. Los mi sprzyjał.

 

Czy to z jakiej szumiwody? Spadu? Jaru?

Z Czeremoszu-Prutu?

 

Ktoś, śpiewając, jakby smyczkiem struny wody

dotknął

            czółnem nurtu...

Kiedy mijał łodzią ciszę pierwszą z brzegu

(kiedy mijał? kędy minie?

wiosną?)

kiedy mijał echo echem, falę falą toczył,

popłynęła melodia  w wiklinie,

                                   świergot śnieguł...

(Rzeki z tomu Równanie serca)

 

Po latach natomiast zadziwi mnie niezmiernie swoboda z jaką Przyboś "uniezwykla pejzaż"1 miast, wojny, z ich techniczną materią w apodyktycznych słowach raportu, odezwy, unikając jakimś cudem patosu, a może tylko swoistym frenetycznym zmiękczeniem frazy, mitem, prawdą psychologiczną, iluminacją metafizyczną. Choć on sam już w roku wydania Oburącz w 1926, w liście do poety Jalu Kurka, w moralnym wymiarze określił swój tom jako "nieświadomy faszyzm syndykalistyczny". I zabrzmiało to jak skrucha politycznego ekstremisty.

 

 

1 Julian Przyboś. Sytuacje liryczne. Wybór poezji. Wstęp - Edward Balcerzan

 

 

A oto fragment wiersza ze zbioru Równanie serca, gdzie 12 lat później opis miasta i okruchy wojny brzmią mniej arbitralnie w sensie prawd kosmicznych choć wciąż z dużą intensywnością zadziwienia fragmentami współczesności.

 

Stamtąd samochody rozsnuwają bezustannie perspektywę

                                                                       perspektywę,

która

rwie się nagle u kolan.

 

Z mrowiska bezskrzydłych aut wyfrunie ich czysty pęd:

                                                                       aeroplan.

 

Ruch mrowi się od aut, żelazo i mur mełły na zakrętach

                                                                       szkło,

iskrzasta materia obryzgała mnie z bliska.

To tu.

Ostatni człowiek znikł pożarty przez tłum,

został tylko policjant jak świstak na kretowisku.

 

Tknięty jego pałeczką plac wytrysnął fontanną.

M`sieur! Zasadź pestkę skaczącą w świstawce!

Tylko gwóźdź wykiełkował na jezdni...

Dym, pęd z benzyny, nim rozwinął się, zwiądł,

obtłuczony gradem kamienic.

 

To tu złoty prąd pędzi noc triumfalną.

Patrzę, kiedy wiersz przemieni się w racę.

(Cztery strony)

 

Myślę teraz, że bez względu na swoje pierwsze poetyckie afekty, romanse liryczne, dozgonne miłości, afery i rozczarowania literackie, towarzyszy mi w formułowaniu myśli odważna, bezkompromisowa metafora, upodobanie do onomatopei (wzmocnione późniejszym spotkaniem Białoszewskiego) i żarliwość jednoznaczna każdemu wierszowi (która przeszła w emfazę po poznaniu Leśmiana). A zawdzięczam to właśnie Przybosiowi. Kiedy po latach staram się przywołać te pierwsze wrażenia zaglądając do przybosiowych strof, brzmią mi jednakowo współcześnie, oryginalnie i żarliwie.

Erotyki są wciąż zmysłowe, tęskne i subtelne niedosłownością.

 

Ścieżkę, tyle razy odnoszoną z dwóch polan

nawzajem,

znów mi dłonią na rozstanie podajesz.

Odchodzisz:

zakręt

            zachylił się brzóz dwuszeregiem.

 

Dnia ubywa jak sukni do kolan.

 

Jeszcze widać śmigające łydki, po chwili:

zakół

            wpół owinął cię brzegiem.

 

Ode mnie - dokąd się udasz?

Pod pochyłym

                        uporem

                                   pagóra

 

oglądasz się, szukasz drogi, którą

- stojąc w wieczorze po uda. -

twoje nogi  nieotwarte - zgubiły.

(Ścieżka w tomie W głąb las)

 

Wieś, las, natura są nadal w sposób nieprzenikniony porażająco filozoficzne, magiczne i metafizyczne, choć w przypadku Przybosia bezpieczniej byłoby powiedzieć "transcendentne".

 

Widnokrąg niesie mnie leśny

jak w plecionce z wikliny

w koło,

rozlega się ziemia naoczna.

Ugór - niebem się odął.

(Echo z tomu W głąb las)

 

Cicho,

Zmierzcha wypalony wieczór.

Spod barw wyziera ziemia - szczera.

Każdy badyl, jak księżyc - osobny.

(Pola pochyłe z tomu W głąb las)

 

Jak blisko ta wieś, od której jednej wygon wiódł!

(Miastu wotum powiesiłem Jasienina.)

 

...Ot,

już ojciec wraca na noc karymi przez bród,]

Wielki Wóz błysnął nad Wilczem,

                                               (- Nie wspominaj...)

a w sieni

                        ( - Nie mamij...)

łaciaty księżyc

... leży

(Miastu wotum z tomu Równanie serca)

 

Teraz już wiem, że Przyboś jest nie tylko punktem odniesienia dla kilku pokoleń literacko świadomych Polaków, ale też moim osobistym punktem zwrotnym w prywatnej historii literatury. Nigdy nie był dla mnie "za ciemny, za zawiły, za wsobny, za wieloznaczny"2 w sensie rozumienia i identyfikacji z treścią zawartą w wybranych, co jeszcze raz podkreślam, wierszach. Nie czułam się zagubiona w meandrach jego poetyki, a raczej uszlachetniona tym dopustem do tajemnicy.

 

2 Piotr Kuncewicz Agonia i nadzieja. Literatura polska 1939

 

Było to oczarowanie od pierwszego czytania, choć najpierw przemawiało w strukturze gęsiej skórki, dreszczu, nim zostało zrozumiane. Radość poetyckiego doznania zachęcała do podjęcia wysiłku aby tę treść zrozumieć.

Uświadomiłam sobie to dotkliwie niejednoznaczne piękno  poezji Przybosia studiując później poezję i epistemologię literatury amerykańsko-angielskiego poety T.S. Eliota. Według niego w wierszu najbardziej intrygujące są te miejsca, które zmierzając do jakiegoś wzoru nigdy się w nim ostatecznie nie zasklepiają

"To właśnie ten kontrast między stałym a zmiennym - to nieoczekiwane uniknięcie monotonii jest istotą wiersza"3 Podobną niepisaną receptę na pisanie dał mi właśnie Julian Przyboś swoimi wierszami.

Przyboś - słowiarz, wizjoner, materialista kosmiczny, "katastrofista radosny"4, magik natury, awangardowy niezrozumialec - wskazał mi bramę do śswiata, który nie-i-jest, do Leśmiana, Eliota i jeszcze paru fascynacji ziemskich, dla których warto-i-nie żyć.

 

 

                                                                                                                            Krystyna Lenkowska

3. T. S. Eliot - zasłyszane

4 Julian Przyboś. Sytuacje Liryczne. Wybór poezji. Wstęp - Edward Balcerzan