KWARTALNIK ARTYSTYCZNY 2022 NR 1 (113)
Konieczna niekonieczność poezji Wisławy Szymborskiej
Czy możemy sobie wyobrazić nasz świat bez chmur? Pytała retorycznie Wisława Szymborska? Czy ja mogę sobie wyobrazić moje życie poetyckie bez poezji Wisławy Szymborskiej? Bez jej wierszy o chmurach, czarnych dziurach, kamieniach i kamyku w bucie?
Moje pierwsze licealne zauroczenia polską poezją, nie mające nic wspólnego z lekturą szkolną, to poetki Małgorzata Hillar, Urszula Kozioł i właśnie, a może przede wszystkim, Wisława Szymborska. Z pamięci recytowałam koleżankom jej Rozmowę z kamieniem. Były to wczesne lata 70.
Pukam do drzwi kamienia. - To ja, wpuść mnie. Chcę wejść do twego wnętrza, rozejrzeć się dokoła, nabrać ciebie jak tchu. (…) - Jestem z kamienia - mówi kamień - i z konieczności muszę zachować powagę. Odejdź stąd. Nie mam mięśni śmiechu. (…)
Pukam do drzwi kamienia. - To ja, wpuść mnie. Nie szukam w tobie przytułku na wieczność. Nie jestem nieszczęśliwa. Nie jestem bezdomna. Mój świat jest wart powrotu. Wejdę i wyjdę z pustymi rękami. A na dowód, że byłam prawdziwie obecna, nie przedstawię niczego prócz słów, którym nikt nie da wiary.
- Nie wejdziesz - mówi kamień - Brak ci zmysłu udziału. (…) Pukam do drzwi kamienia. - To ja, wpuść mnie.
- Nie mam drzwi - mówi kamień.[1]
Nie wiedziałam i nie zastanawiałam się wtedy dlaczego wiersze Szymborskiej zajmują tyle mojej nastoletniej uwagi. Okazało się po latach, że nie jestem osamotniona ani oryginalna w tym zauroczeniu i że ono nie mija. Dla tysięcy miłośników poezji XX i XXI wieku, nie tylko w Polsce, Szymborska stała się obowiązkowym stopniem wtajemniczenia w świat doskonale uniwersalnej formy literackiej. Co prawda, ten świat nie zawalił się kiedy jej zabrakło, ale bez niej, nie byłby tak znakomicie i należycie opisany. Tego nam nikt i nic nie odbierze.
Potrzebuję poetyckiego opisu świata jak wody, powietrza i chmur właśnie. Dialektyki słońca i zachmurzenia, „humoru i litości”[2], chwili i wieczności, obojętności przypadku i frenetyczności zdziwienia, bytu idealnego i materii, życia „nieobjętego i poszczególnego aż do włókna”[3].
Nie każdego jednak poetyckiego zapisu potrzebuję tak dotkliwie. Czy grzechem jest wybredność wymagającego czytelnika poezji?
Poezja Szymborskiej jest najwyższym głosem w niejednym chórze poetyckim. Żeby nie wiem jak cicho nuciła, w wielu (i na wielu) „katedrach literatury” jej głos przecina powietrze najostrzej, jej światło razi najmocniej, myśl jej wiersza zaprząta najdłużej i generuje meandry i labirynty dalszych refleksji na całe lata. I choć sama Szymborska nie eksponuje tam swojego ja, nie podnosi wielkich tematów, zdaje się mówić „przepraszam, nie gram w tej sztuce”, piętno myśli i obrazów, które stworzyła, wciąż odciska się w mojej głowie i w sercu jakby wbrew jej woli.
Teraz wiem, że najwyraźniej uderza mnie wielka oksymoroniczna figura retoryczna poezji Wisławy Szymborskiej. Ta konieczna niekonieczność istnienia, skromna lecz wszechogarniająca obecność, zapis bytu bez panoszenia się i obwieszczania „oto jestem bytem!”. Ta wielka metafora wiersza, który dla niepoznaki ubiera się w małą realność. Zawsze gotowy do ustąpienia lub odwrotu w chwili słabości, niepewności, obawy czy jest aby na swoim miejscu. Jakby zdawał się wybierać opcję „znikania bez zapisania z zadowoleniem mrucząc coś do siebie”[4], „jakby wahał się – czy być czy nie być”[5]; bo „nie musi być widziany, żeby płynął”[6]; który bywa „w łusce srebrnej tak krótko, że może to ciemność w zakłopotaniu mruga”.[7]
Szymborska do końca trzymała wysoką formę poetycką. Wstrząsające są wiersze opisujące jej pośmiertną tęsknotę za ukochanym: Negatyw, Słuchawka, Kot w pustym mieszkaniu.
„(…) Śni mi się, że wyciągam rękę
po słuchawkę.
Tylko, że ta słuchawka
nie taka jak była,
stała się ciężka,
jakby do czegoś przywarła,
w coś wrosła.
coś oplotła korzeniami.
Musiałabym ją wyrwać
Razem z całą Ziemią. (…)”.[8]
Wiersz „Kot w pustym mieszkaniu” wzrusza mnie nieodparcie. A mógłby drażnić. Wystarczy na spotkaniu z przyjaciółmi otworzyć puszkę pod tytułem „Wisława Szymborska”, a wyskakuje kot z pustego mieszkania. Wydawałoby się, że to temat towarzysko przegadany, wyczerpany, przegrzany, przenicowany do imentu. Jednak genialna prostota tego wiersza i jego jakaś niepojęta filuterność funeralna (jedna z wybitnych specjalności naszej bohaterki) sprawiają, że mogę z nim obcować codziennie i nie mam dość. Są tu wielotysięczne pokłady czułości do zwierzęcia (kot został udomowiony ok. 10 tysięcy lat temu), a pośrednio do zmarłego partnera - planetarnej miłości, „gwiezdnego na chybił trafił”[9], niezwyczajnego przypadku spotkania. Tym jednym wierszem (niejednym) Szymborska oswaja śmierć jak wytrawny psycholog, behawiorysta, filozof, komik i poeta w jednym.
Umrzeć - tego się nie robi kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu. Wdrapywać się na ściany. Ocierać między meblami. Nic niby tu nie zmienione, a jednak pozamieniane. Niby nie przesunięte, a jednak porozsuwane. I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach, ale to nie te. Ręka, co kładzie rybę na talerzyk, także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa jak powinno. Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało. Przez półki przebiegło. Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło. Nawet złamało zakaz i rozrzuciło papiery. Co więcej jest do zrobienia. Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci, niech no się pokaże. Już on się dowie, że tak z kotem nie można. Będzie się szło w jego stronę jakby się wcale nie chciało, pomalutku, na bardzo obrażonych łapach. I żadnych skoków pisków na początek.[10]
Kiedy umarła, wystawiłam jej prywatny nekrolog i opublikowałam w miękkich okładkach wśród swoich kier i wysp. Z góry „przepraszam wielkie pytania za małe odpowiedzi”.[11]
Po życiu wystarczająco znośnym i nieznośnym
W swojej osobności skrywanej jak medal noblowski
W szufladzie
W najsroższą noc umarła
Wisława Szymborska
W swoim łóżku
We śnie bo nie lubiła zawracać innym głowy
Więc najchętniej zniknęłaby tak jak się
Wychodzi do kiosku po zapałki kiedy inni bawią się
W najlepsze
Więc niech
W taki mróz zostaną pod pierzyną a ona dośni się sobie do końca
W idealnej ciszy
W której chwilę
Widać jak na dłoni i gdzie rano opiłki słońca spadają tak lekko że
Wymykają się prawu
Wszystkiego.[12]
Krystyna Lenkowska
Postscriptum
Szymborska oczami innych:
Wisława Szymborska jest dla mnie ważną i bliską towarzyszką podróży.
Abel Murcia, hiszpański poeta, nowelista, tłumacz Wisławy Szymborskiej. Obecnie mieszka w Warszawie.
Wisława Szymborska to poetka mojego życia.
Gerardo Beltrán, meksykański poeta i tłumacz literatury pięknej. Razem z Ablem Murcią przetłumaczył na język hiszpański wszystkie wiersze Wisławy Szymborskiej. Od 30. lat mieszka w Warszawie.
Wisława Szymborska pokazuje nam podszewkę rzeczywistości poprzez paradoks.
W jej poezji zarodek możliwości naszego istnienia rozwija się w wyobraźni czytelnika, by ten zauważył kruchość świata.
Xavier Farré Vidal, kataloński poeta, literaturoznawca, tłumacz z języka polskiego i ze słoweńskiego. Tłumacz poezji Czesława Miłosza i Adama Zagajewskiego. Mieszka w Krakowie.
W wierszu „Pochwała snów” Wisława Szymborska wymienia czynności, których nie potrafi wykonywać na jawie, między innymi: „We śnie – maluję jak Vermeer van Delft”. Kiedyś będąc w Hadze kupiłem jej katalog z wystawy tego malarza (jej ulubionego) i napisałem następującą dedykację: „Na jednym z płócien Vermeera,
/ gdy kto dokładnie poszpera, / inskrypcję znajdzie gdzieś z prawa: / «We śnie – piszę jak Wisława»”. To był żart, ale myślę o niej za każdym razem, kiedy oglądam jego obrazy. Bardzo wiele ich łączyło.
Michał Rusinek, polski literaturoznawca, tłumacz, profesor UJ, niegdyś sekretarz Wisławy Szymborskiej, obecnie prowadzi fundację jej imienia; mieszka w Krakowie.
Wisława Szymborska była pierwszą poetką, wiersze której przetłumaczyłam z polskiego. Później znalazłam w Internecie pierwszą książkę Szymborskiej i byłam zachwycona obserwując jak się zmieniała. Jaki szlak poetycki przeszła.
Natalia Belczenko, ukraińska poetka, tłumaczka; Kijów, Ukraina
Czytałem Szymborską w przekładzie Barańczaka i Cavanagh, a także Adama Czerniawskiego i innych. Jej wiersze są wspaniałym przykładem liryki, która wykracza daleko poza zwykły, wąski świat poezji. Są bardzo popularne, ponieważ niosą w sobie głębokie pokłady doświadczenia i mądrości doprawione ironią, humorem i mrokiem, który nigdy nie jest melodramatyczny; wręcz leży u podstaw wszystkiego, nawet wierszy o pozornej lekkości. Te wiersze z łatwością wtapiają się w język angielski. To wielka poezja i nie przestajemy jej czytać.
George Szirtes, angielski poeta i tłumacz pochodzenia węgierskiego; Wielka Brytania.
[1] Rozmowa z kamieniem z tomu Sól (1962), Wydawnictwo a5
[2] Jeden z ostatnich wierszy WS, niedokończony, bez tytułu z tomu Wystarczy (2011), Wydawnictwo a5
[3] Elegia podróżna z tomu Sól (1962), Wydawnictwo a5
[4] Do własnego wiersza z tomu Wystarczy (2011), Wydawnictwo a5
[6] Chmury z tomu Chwila (2002), Wydawnictwo ZNAK
[7] W rzece Heraklita z tomu Sól (1962), Wydawnictwo a5
[8] Słuchawka z tomu Chwila (2002), Wydawnictwo ZNAK
[9] *** (Nicość przenicowała się także i dla mnie). Z tomu Wszelki wypadek (1972), Wydawnictwo a5
[10] Kot w pustym mieszkaniu z tomu Koniec i początek (1993), Wydawnictwo a5
[11] Pod jedną gwiazdką z tomu Wszelki wypadek (1972), Wydawnictwo a5
[12] Krystyna Lenkowska, Nekrolog Wisławy Szymborskiej z tomu Kry i wyspy (2013), Wydawnictwo Mitel
więcej
|