(rzecz o najnowszej
książce Janusza Szubera)
Warstwy popiołu a na nich lekkomyślne Pompeje[1]
Choćby nie wiem jak bardzo absolutnym monarchą był poeta w swoim królestwie wyobraźni, rządzonym despotyczną ręką ekspresji, nie uda mu się powstrzymać aktywności swojego wiersza. Poeta nie jest, co prawda, od chwytania dynamiki świata, tak jak jego rolą nie jest opis tego, co postrzega, ani zapis dramatu człowieka, bo to jest zadanie prozy. Poeta tworząc wiersz za każdym razem aspiruje do roli twórcy nowej rzeczywistości i tą cechą natychmiast obarcza, lub obdarowuje, jak kto woli, każdy, bez wyjątku, ze swoich utworów, można by rzec – tworów. Jeżeli więc powstający wiersz ma znamiona tego tworzenia, nie może być bytem statycznym.
Patrząc z innej strony, widzimy, że wiersz jako dzieło sztuki poetyckiej, jest dramatycznym wyborem egzystencjalnym. Jest to wybór pozornie dokonany raz na zawsze i nie chodzi tu tylko o dynamikę różnych odczytań poprzez indywidualizm odbiorcy, pokolenia, czy klasy społecznej. Chodzi o jego potencjalną energię, która przejawia się w jednej jedynej postaci spośród milionów możliwości i tysięcy warunków. Pulsowanie tej unikalnej energii, jak pulsowanie płomienia, to jest właśnie dynamika wiersza.
Każdy prawdziwy miłośnik poezji ma na swojej półce co najmniej kilka, kilkanaście takich wierszy różnych poetów, które mu świecą w dzień i w nocy. Swoim błyskiem poraził mnie kiedyś Epigram Janusza Szubera[2], tak jak zapewne niedawno stało się to udziałem redaktorów The New Yorkera, którzy wybrali spośród tysięcy wierszy z całego świata jego wiersz Mgła[3]. Warto dodać, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, w tym prestiżowym miesięczniku kulturalnym, o milionowym nakładzie, wybrano do tej pory wiersze zaledwie kilku poetów polskich: Miłosza, Szymborskiej, Herberta, Różewicza, Zagajewskiego, Julii Hartwig, Kapuścińskiego i właśnie Szubera. Jakie musi być światło tych wierszy (i jakie świetne tłumaczenie na angielski), że pokonując bariery kulturowe oraz niemalże nieograniczoną konkurencję różnorodności ofert poetyckich, nie traci nic ze swojej mocy i przedziera się na, solidnie obwarowane sceptycyzmem tamtejszych intelektualistów, antypody świata naszej estetyki literackiej?
W każdym, bez wyjątku, tomie Janusza Szubera znajduję dla siebie kilka wierszy, które stają się jakby moją własną formą transcendencji. Tak stało się również w trakcie czytania i słuchania (w arcydzielnej interpretacji Adama Ferencego[4]) utworów z ostatniego tomu tego poety, pod tytułem Czerteż (Wydawnictwo Literackie, 2006).
Słyszy się, rzecz jasna, głosy adwersarzy, że poezja Janusza Szubera świeci odbitym światłem poezji Czesława Miłosza, naszego narodowego mistrza. Każdy poeta ma w swoim dorobku więcej niż mniej takich utworów, które świadczą o jego przynależności do świata poetyki konkretnego dziedzictwa. Szuber często podkreśla swoje fascynacje Miłoszem, choćby poprzez dedykacje do swoich wierszy. W Czerteży (lub Czerteżu[5]) również składa pokłon swojemu, od niedawna nieżyjącemu już (a może umierającemu – wtedy, w trakcie pisania), mentorowi.
(...) Kto znikliwe ocali
Że będzie wbrew sobie trwać
Dla jednych jest częścią
pejzażu
Mistrzem i miarą dla innych
(...)[6]
Nie powinno więc dziwić pozorne
podobieństwo dwóch polskich poetów, którzy przez kilkadziesiąt lat żyją w tej
samej epoce i tworzą w tym samym języku. Zbliżenie tych poetyk można by
porównać do podobieństwa dwóch bizantyjskich obrazów Madonny con Bambini autorstwa Cimabue’a, nauczyciela i Duccio’a,
jego ucznia. Tylko dla niewprawnego oka są to obrazy mistrza i epigona. Znawcy
podkreślają, że zestawienie (przywołanych tu dla porównania) malarzy włoskiego
Quattrocent’a to relacja mistrz-mistrz. Obok nich stoi jeszcze Madonna z dzieciątkiem mistrza Giotta,
renesansowego awangardzisty, ale to inna historia.
Swoją drogą, czyż Szuber nie odcina się właśnie w Czerteży (lub Czerteżu) od swojego formalnego dziedzictwa? A co najmniej od tego, które by można nazwać klasycznym?
Nie wrócę już w heksametry
drogi Telemachu
nie będę mścił się na
zalotnikach i służebnych
wolę oprzeć się o spękany mur ogrodzenia
wymagający naprawy niż o
najgładsze poręcze liter. (...)
Wolę umrzeć zwyczajną
śmiercią
niż żeby mnie ożywiały kiedy
tylko zechcą obce mi wargi
i kołysać się jak na huśtawce
na końcu czyjegoś oddechu pachnącego
tytoniem
lub nieprzetrawionym jadłem.
(...)[7]
W innym miejscu, poeta wręcz deklaruje swój odwrót formalny.
Pożar na przekór jest i jest,
Mówię go zamieniając w wers.
Język odkleja się od rzeczy –
Sam sobie teraz będzie
przeczyć.[8]
Bardzo wiele wierszy Szubera, o ile nie większość, zaświadcza relację bohatera lirycznego ze „swoim” Innym – Innym w sobie. Choć zawsze forma tego „pożycia” jest, można rzec, „wysoce kulturalna”, powściągliwa, wysublimowana w słowach, związek ten można by nazwać dynamicznym. Dynamikę tę stwarza niestrudzona czujność, uważność na Innego. Wstrząsające jest moje wrażenie obserwatora-czytelnika tego gorzkiego i nieodwołalnego współ-obcowania.
(...) Urodził się i wtedy
Było już za późno na
cokolwiek
Poza odgrywaniem siebie z
nie-sobą w sobie (...)[9]
(...) Narracja z nie-sobą w
tle, (...)
Ciało – to, a nie inne,
I puste miejsce po Nim. (...)[10]
(...) Ktoś mówił za niego o
nim: on, jego, jemu
Kiedy spłukiwał z mydła wciąż
to samo swoje ciało.(...)
Inny ktoś bił w bębenek i gardłowy
śmiech
Mógł być jego śmiechem. (...)[11]
Inny Szubera wpisuje się w światowe dziedzictwo subiektywnego pluralizmu w człowieku, którego najznakomitszymi przedstawicielami są: francuski poeta Artur Rimbaud, prozaicy Franz Kafka, Bohumil Hrabal i filozof żydowski Emmanuel Levinas.
Ta bolesna pamięć drugiego w sobie, niezmordowane próby przełamania, łączenia i oddzielania, Innego, dają tę szczególną ostrość, czyli dynamikę relacji. Szuber jest poetą dialogu, podobnie jak Levinas jest filozofem dialogu, zaświadczając, że ukonstytuowanie jednostki następuje dopiero w relacji z innym człowiekiem. Kluczowy dla Szubera jest motyw Spotkania, w którego centrum jest człowiek (Twarz). Szuberowe Spotkania następują najczęściej w pejzażach sanockiego krajobrazu, historii miasta, pejzażach domowych sprzętów i innych przedmiotów, na przykład rodzinnych fotografii, co poeta niezmordowanie inwentaryzuje, czy też w krajobrazach gramatycznych, które jawią się jako swoisty kosmos poety.
Dla niego i jemu podobnych
W tym tutaj na wieki wieków,
Ogniste cygara zwiastunów Apokalipsy
I wielopiętrowe tsunami
Ku plażom rajskich wysp.
Czarne skrzynki uparcie
milczały,
Czarne dziury i te tu ich
zaimki
Bezużyteczne tam, w
pozagramatycznym.[12]
Doświadczeniem, które wpłynęło na taki a nie inny sposób inwentaryzowania wyobraźni Szubera, jest może jego choroba. Motyw umierania towarzyszący mu od kilkudziesięciu lat jest dialektycznie równoważony przez różne przejawy miłości i oddania. Mitologizując Sanocczyznę, poeta na każdym kroku składa hołd ziemi, która zastępuje mu tak zwany „szeroki świat”, rodzinę, te wartości, które wcześnie utracił, lub szanse które nie były mu dane, i tym samym to ona staje się jego najważniejszym mikro i makro-kosmosem.
Ta poezja to również tysiące dowodów czułości do żywych i umarłych bliskich, postaci historycznych, ludzi ze świata kultury, z którymi się autor identyfikuje, jego mistrzów czy też do przypadkowych osób, które natychmiast stają się nieodzownym elementem tego poetyckiego świata. Fascynujące jest jakby codzienne zaprzątanie poety tym, co niepochwytne, co już było i jest, (czyli w chwili wyrażania staje się było), tak jakby oba były na jednym poziomie ontologicznym, „na którym Ja przenosi się poza śmierć, a jednocześnie wyzwala się z pragnienia powrotu do siebie”.[13]
(...) Gdyby żyć przyszło wedle
innej receptury
I ja dzisiejszy byłbym nie do
pomyślenia
Dla siebie i dla nich na
jakimś
Zjeździe rodzinnym u jednego
z nich
Przy piołunówce i kiełbasie z
rożna.
O, jaka mnogość możliwości
I jakie bogate album! (...)[14]
Idąc dalej tropem interpretacyjnym filozofii Levinasa, przypomnijmy, że Inny „pozostanie innym na zawsze i nie jest możliwe poznanie go. (...) W relacji (z drugim) Inny pozostaje bezosobowy i jest to jego główna cecha. (...) (Wtedy też) odkrywamy swoją przeciwną naturę. Kobieta jest Innym, ale jest zarazem mną[15]. A „udział w męskości i w kobiecości jest właściwością każdego bytu ludzkiego”.[16]
Genialnie empatyczna wrażliwość Szubera przez swoją relację z Twarzą Innego (czyli człowiekiem w najprostszej formie, obnażonej ze wszystkiego istocie ludzkiej wg Levinasa) konstytuuje siebie. Odbywa się to poprzez słowo, jego dynamikę i wartości, jakie niesie.
Wśród nadmiaru rzeczy
dwuznacznych i nieoczywistych
zarost i genitalia tamtego
nastolatka
określiły moją jedyną
niewątpliwą przynależność.[17]
[1] Janusz Szuber, Po, 49, Czerteż, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006.
[2] Janusz Szuber, Biedronka na śniegu. Wydawnictwo a5, Kraków 1999.
[3] Janusz Szuber, Mgła/Fog., „The New Yorker”, 13 listopada 2006, tłumaczenie na język angielski Ewa Hryniewicz-Yarbrough
[4] Sanok, 18 listopada 2006.
[5] Czerteż, nazwa żarowa; w rodz. ż. oznacza nazwę podsanockiej miejscowości, w rodz. m. wyrąb, wypalanie i karczowanie lasu pod osadnictwo
[6] Janusz Szuber, Miłosz, z tomu Czerteż
[7] List do Telemacha, jw.
[8] Wiersz, jw.
[9] Urodziny, jw.
[10] Ciało i słowo, jw.
[11] Everyman, jw.
[12] Zaimki, jw.
[13] Emmanuel Levinas, Całość i nieskończoność, tłum. Małgorzta Kowalska, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1998.
[14] Janusz Szuber, Kot i mysz, z tomu Czerteż
[15] Joanna Łenyk, Ontologia miłości Emmanuela Levinasa, 2004, Polska Sieć Filozoficzna, www.psf.org.pl.
[16] Emmanuel Levinas, Całość i nieskończoność, dz. cyt.
[17] Przynależny, z tomu Czerteż
[18] Pająk, jw.
[19] Będąc ciągle tym samym, jw.