Nowa Okolica Poetów, nr 22-23 (3-4/2006)

 

 

Póki czerteże jeszcze w żarze

(rzecz o najnowszej książce Janusza Szubera)

                                                                          

                                                                         Warstwy popiołu a na nich lekkomyślne Pompeje[1]

 

 

 

Choćby nie wiem jak bardzo absolutnym monarchą był poeta w swoim królestwie wyobraźni, rządzonym despotyczną ręką ekspresji, nie uda mu się powstrzymać aktywności swojego wiersza. Poeta nie jest, co prawda, od chwytania dynamiki świata, tak jak jego rolą nie jest opis tego, co postrzega, ani zapis dramatu człowieka, bo to jest zadanie prozy. Poeta tworząc wiersz za każdym razem aspiruje do roli twórcy nowej rzeczywistości i tą cechą natychmiast obarcza, lub obdarowuje, jak kto woli, każdy, bez wyjątku, ze swoich utworów, można by rzec – tworów. Jeżeli więc powstający wiersz ma znamiona tego tworzenia, nie może być bytem statycznym.

Patrząc z innej strony, widzimy, że wiersz jako dzieło sztuki poetyckiej, jest dramatycznym wyborem egzystencjalnym. Jest to wybór pozornie dokonany raz na zawsze i nie chodzi tu tylko o dynamikę różnych odczytań poprzez indywidualizm odbiorcy, pokolenia, czy klasy społecznej. Chodzi o jego potencjalną energię, która przejawia się w jednej jedynej postaci spośród milionów możliwości i tysięcy warunków. Pulsowanie tej unikalnej energii, jak pulsowanie płomienia, to jest właśnie dynamika wiersza.

Każdy prawdziwy miłośnik poezji ma na swojej półce co najmniej kilka, kilkanaście takich wierszy różnych poetów, które mu świecą w dzień i w nocy. Swoim błyskiem poraził mnie kiedyś Epigram Janusza Szubera[2], tak jak zapewne niedawno stało się to udziałem redaktorów The New Yorkera, którzy wybrali spośród tysięcy wierszy z całego świata jego wiersz Mgła[3]. Warto dodać, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, w tym prestiżowym miesięczniku kulturalnym, o milionowym nakładzie, wybrano do tej pory wiersze zaledwie kilku poetów polskich: Miłosza, Szymborskiej, Herberta, Różewicza, Zagajewskiego, Julii Hartwig, Kapuścińskiego i właśnie Szubera. Jakie musi być światło tych wierszy (i jakie świetne tłumaczenie na angielski), że pokonując bariery kulturowe oraz niemalże nieograniczoną konkurencję różnorodności ofert poetyckich, nie traci nic ze swojej mocy i przedziera się na, solidnie obwarowane sceptycyzmem tamtejszych intelektualistów,  antypody świata naszej estetyki literackiej? 

W każdym, bez wyjątku, tomie Janusza Szubera znajduję dla siebie kilka wierszy, które stają się jakby moją własną formą transcendencji. Tak stało się również w trakcie czytania i słuchania (w arcydzielnej interpretacji Adama Ferencego[4]) utworów z ostatniego tomu tego poety, pod tytułem Czerteż (Wydawnictwo Literackie, 2006).

             Słyszy się, rzecz jasna, głosy adwersarzy, że poezja Janusza Szubera świeci odbitym światłem poezji Czesława Miłosza, naszego narodowego mistrza. Każdy poeta ma w swoim dorobku więcej niż mniej takich utworów, które świadczą o jego przynależności do świata poetyki konkretnego dziedzictwa. Szuber często podkreśla swoje fascynacje Miłoszem, choćby poprzez dedykacje do swoich wierszy. W Czerteży (lub Czerteżu[5]) również składa pokłon swojemu, od niedawna nieżyjącemu już (a może umierającemu – wtedy, w trakcie pisania), mentorowi.

 

(...) Kto znikliwe ocali

Że będzie wbrew sobie trwać

 

A on jak górskie pasmo

Stygnie w objęciach lodowca

Dla jednych jest częścią pejzażu

Mistrzem i miarą dla innych (...)[6]

 

Nie powinno więc dziwić pozorne podobieństwo dwóch polskich poetów, którzy przez kilkadziesiąt lat żyją w tej samej epoce i tworzą w tym samym języku. Zbliżenie tych poetyk można by porównać do podobieństwa dwóch bizantyjskich obrazów Madonny con Bambini autorstwa Cimabue’a, nauczyciela i Duccio’a, jego ucznia. Tylko dla niewprawnego oka są to obrazy mistrza i epigona. Znawcy podkreślają, że zestawienie (przywołanych tu dla porównania) malarzy włoskiego Quattrocent’a to relacja mistrz-mistrz. Obok nich stoi jeszcze Madonna z dzieciątkiem mistrza Giotta, renesansowego awangardzisty, ale to inna historia.

Swoją drogą, czyż Szuber nie odcina się właśnie w Czerteży (lub Czerteżu) od swojego formalnego dziedzictwa? A co najmniej od tego, które by można nazwać klasycznym?

 

Nie wrócę już w heksametry drogi Telemachu

nie będę mścił się na zalotnikach i służebnych

wolę oprzeć się o spękany mur ogrodzenia

wymagający naprawy niż o najgładsze poręcze liter. (...)

 

Wolę umrzeć zwyczajną śmiercią

niż żeby mnie ożywiały kiedy tylko zechcą obce mi wargi

i kołysać się jak na huśtawce

na końcu czyjegoś oddechu pachnącego tytoniem

lub nieprzetrawionym jadłem. (...)[7]

 

W innym miejscu, poeta wręcz deklaruje swój odwrót formalny.

 

Pożar na przekór jest i jest,

Mówię go zamieniając w wers.

Język odkleja się od rzeczy –

Sam sobie teraz będzie przeczyć.[8]

 

Bardzo wiele wierszy Szubera, o ile nie większość, zaświadcza relację bohatera lirycznego ze „swoim” Innym – Innym w sobie. Choć zawsze forma tego „pożycia” jest, można rzec, „wysoce kulturalna”, powściągliwa, wysublimowana w słowach, związek ten można by nazwać dynamicznym. Dynamikę tę stwarza niestrudzona czujność, uważność na Innego. Wstrząsające jest moje wrażenie obserwatora-czytelnika tego gorzkiego i nieodwołalnego współ-obcowania.

 

(...) Urodził się i wtedy

Było już za późno na cokolwiek

Poza odgrywaniem siebie z nie-sobą w sobie (...)[9]

 

(...) Narracja z nie-sobą w tle, (...)

Ciało – to, a nie inne,

I puste miejsce po Nim. (...)[10]

 

(...) Ktoś mówił za niego o nim: on, jego, jemu

Kiedy spłukiwał z mydła wciąż to samo swoje ciało.(...)

Inny ktoś bił w bębenek i gardłowy śmiech

Mógł być jego śmiechem. (...)[11]

 

Inny Szubera wpisuje się w światowe dziedzictwo subiektywnego pluralizmu w człowieku, którego najznakomitszymi przedstawicielami są: francuski poeta Artur Rimbaud, prozaicy Franz Kafka, Bohumil Hrabal i filozof żydowski Emmanuel Levinas.

Ta bolesna pamięć drugiego w sobie, niezmordowane próby przełamania, łączenia i oddzielania, Innego, dają tę szczególną ostrość, czyli dynamikę relacji. Szuber jest poetą dialogu, podobnie jak Levinas jest filozofem dialogu, zaświadczając, że ukonstytuowanie jednostki następuje dopiero w relacji z innym człowiekiem. Kluczowy dla Szubera jest motyw Spotkania, w którego centrum jest człowiek (Twarz). Szuberowe Spotkania następują najczęściej w pejzażach sanockiego krajobrazu, historii miasta, pejzażach domowych sprzętów i innych przedmiotów, na przykład rodzinnych fotografii, co poeta niezmordowanie inwentaryzuje, czy też w krajobrazach gramatycznych, które jawią się jako swoisty kosmos poety.

 

Dla niego i jemu podobnych

W tym tutaj na wieki wieków,

Ogniste cygara zwiastunów Apokalipsy

I wielopiętrowe tsunami

Ku plażom rajskich wysp.

Czarne skrzynki uparcie milczały,

Czarne dziury i te tu ich zaimki

Bezużyteczne tam, w pozagramatycznym.[12]

 

Doświadczeniem, które wpłynęło na taki a nie inny sposób inwentaryzowania wyobraźni Szubera, jest może  jego choroba. Motyw umierania towarzyszący mu od kilkudziesięciu lat jest dialektycznie równoważony przez różne przejawy miłości i oddania. Mitologizując Sanocczyznę, poeta na każdym kroku składa hołd ziemi, która zastępuje mu tak zwany „szeroki świat”, rodzinę, te wartości, które wcześnie utracił, lub szanse które nie były mu dane, i tym samym to ona staje się jego najważniejszym mikro i makro-kosmosem.

Ta poezja to również tysiące dowodów czułości do żywych i umarłych bliskich,  postaci historycznych, ludzi ze świata kultury, z którymi się autor identyfikuje, jego mistrzów czy też do przypadkowych osób, które natychmiast stają się nieodzownym elementem tego poetyckiego świata. Fascynujące jest jakby codzienne zaprzątanie poety tym, co niepochwytne, co już było i  jest, (czyli w chwili wyrażania staje się było), tak jakby oba były na jednym poziomie ontologicznym, „na którym Ja przenosi się poza śmierć, a jednocześnie wyzwala się z pragnienia powrotu do siebie”.[13]

 

(...) Gdyby żyć przyszło wedle innej receptury

I ja dzisiejszy byłbym nie do pomyślenia

Dla siebie i dla nich na jakimś

Zjeździe rodzinnym u jednego z nich

Przy piołunówce i kiełbasie z rożna.

 

O, jaka mnogość możliwości

I jakie bogate album! (...)[14]

 

Idąc dalej tropem interpretacyjnym filozofii Levinasa, przypomnijmy, że Inny „pozostanie innym na zawsze i nie jest możliwe poznanie go. (...) W relacji (z drugim) Inny pozostaje bezosobowy i jest to jego główna cecha. (...) (Wtedy też) odkrywamy swoją przeciwną naturę. Kobieta jest Innym, ale jest zarazem mną[15]. A „udział w męskości i w kobiecości jest właściwością każdego bytu ludzkiego”.[16]

Genialnie empatyczna wrażliwość Szubera przez swoją relację z Twarzą Innego (czyli człowiekiem w najprostszej formie, obnażonej ze wszystkiego istocie ludzkiej wg Levinasa) konstytuuje siebie. Odbywa się to poprzez słowo, jego dynamikę i wartości, jakie niesie.

 

Wśród nadmiaru rzeczy

dwuznacznych i nieoczywistych

zarost i genitalia tamtego nastolatka

określiły moją jedyną

niewątpliwą przynależność.[17]

 

Mężczyzna czy kobieta? Coś znajomego

Było w jej-jego sylwetce. Ten ktoś

Przed lustrem przymierzał kapelusze,

 

Opuszczał woalkę albo nakładał peruki

Jakby się bawił ze mną w chowanego.

Śniona cisza miała w sobie cos z niemego filmu. (...)

 

To było nie do zniesienia. Kołysałem się

Niebezpiecznie wysoko, wcale tym nie zdziwiony,

Że pod postacią pająka.[18]

 

Najważniejszymi archetypami Szubera są minerał i ogień. Może nie przypadkiem grafika Zdzisława Beksińskiego, wykorzystana na okładkę rzeczonego tomu, przypomina kamień (amonit?) zanurzony w wodzie ognia. Nie sposób doszukać się komplementarności ognia i kamienia, tak jak jednością nie są Ja i Inny, ani Eros i Thanatos, i tak jak ciemność i jasność zawsze były od siebie oddzielone (nad czym zastanawia się poeta w wierszu Żeby opóźnić).

Fascynacja Szubera żywiołem ognia jest oczywista. W każdej jego książce można znaleźć na to całe stosy płonących przykładów. W Czerteży lub w Czerteżu (w niej lub w nim, czyli w miejscu wciąż żarzącym się od ognia) ogień jest kluczem do rozwiązywania bez końca tajemnicy poetyckiej między człowiekiem a jego kosmicznym Innym. Nieskończoność wydaje się być ostatecznym celem i tej relacji.

 

(...) moje wiersze, kartka po kartce,

Wybuchały krótkim daremnym płomieniem, wciąż nie te,

Skoro nieporadne wobec czasu i zaimków, były

Wprawkami, niczym więcej, samouka w tym rzemiośle,

Więc „tu i teraz” tak jak „tam i wtedy”,

Nieruchomy podróżny do krainy Nicość,

Dalej patrzę w ogień, najważniejszy z czterech elementów,

W twarz żywiołu bez twarzy, rodziciela duszy.[19]

 

 

 

 

 

 



[1] Janusz Szuber, Po, 49, Czerteż, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006.

[2] Janusz Szuber, Biedronka na śniegu. Wydawnictwo a5,  Kraków 1999.

[3] Janusz Szuber, Mgła/Fog., „The New Yorker”, 13 listopada 2006, tłumaczenie na język angielski Ewa Hryniewicz-Yarbrough

[4] Sanok, 18 listopada 2006.

[5] Czerteż, nazwa żarowa;  w rodz. ż. oznacza nazwę podsanockiej miejscowości, w rodz. m. wyrąb, wypalanie i karczowanie lasu pod osadnictwo   

[6] Janusz Szuber, Miłosz, z tomu Czerteż

[7] List do Telemacha, jw.

[8] Wiersz, jw.

[9] Urodziny, jw.

[10] Ciało i słowo, jw.

[11] Everyman, jw.

[12] Zaimki, jw.

[13] Emmanuel Levinas, Całość i nieskończoność, tłum. Małgorzta Kowalska, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa  1998.

[14] Janusz Szuber, Kot i mysz, z tomu  Czerteż

[15] Joanna Łenyk, Ontologia miłości Emmanuela Levinasa, 2004, Polska Sieć Filozoficzna, www.psf.org.pl.

[16] Emmanuel Levinas, Całość i nieskończoność, dz. cyt.

[17] Przynależny, z tomu  Czerteż

[18] Pająk, jw.

[19] Będąc ciągle tym samym, jw.