Poezja od swojskiego Wschodu, po Daleki Wschód, oraz Zachód TU i TAM
Na środku świata
drzewo
przedmiot obrazu
i zachwytu
(Prawdziwe drzewo jesienią 2015,
Wokół Piero della Francesca[1])
Wiersz Kiedy byłam rybą jest krótki i niemalże ostatni w tomiku wierszy, któremu tytułu po części użycza. Po części, bo tytuł poszerzony jest o klamrę „(lub ptakiem)”. „Kiedy byłam rybą / lub ptakiem” to pierwsze i zarazem ostatnie wersy wiersza i ptak nie jest objęty – czy też może odsunięty – klamrą. A w tytule jest! To intrygujący zabieg autorki, jakby nadając tytuł całemu zbiorowi wierszy Kiedy byłam rybą, w ostatniej chwili przypomniała sobie, że przecież jest w tym wierszu i ptak, z którego nijak zrezygnować. Ryba rybą, ale ptak też najwyraźniej być musi.
I na pierwszym, nomen omen, skrzydełku książki jest ten wiersz umieszczony w całości. Jest więc wyróżniony. Tomik podzielony jest na trzy części, pierwsza nosi tytuł NA TEGO BĘC, druga TU – TAM, a trzecia, no, proszę, KIEDY BYŁAM RYBĄ. Stylizowane wizerunki ryby i ptaka znajdują się także na okładce, przy czym ptak leci w jedną stronę, ryba płynie w drugą. Ptak leci (domyślnie) w powietrzu, ryba płynie w (domyślnej) wodzie, a pomiędzy… A pomiędzy poetka w pierwszej osobie pisze o sobie. Gdyby była rybą, lub ptakiem, milczałaby, lub śpiewała, a że jest człowiekiem, mierzy się z tym wszystkim, z czym mierzy się człowiek, zabiega o swoje dobre imię, martwi o przyszłość, posiada różne potrzebne człowiekowi do życia przedmioty i zostawia na nich ślady swojej bytności… po ludzku szuka przyczyn i odpowiedzi. I – po swojemu – pisze wiersze. Między rybą a ptakiem dzieje się jej zwykłe ludzkie-ziemskie życie i tworzy jej niezwykła poetycka refleksja zawarta między okładkami książki.
Czasami zwierza się ze szczególnych obserwacji, blisko siebie, zaraz obok, czasami kogoś w wierszu wspomina, był, lub była i zabrał go lub ją czas, a czasami zatacza coraz szersze i szersze kręgi i próbuje ogarnąć jak najwięcej, by uchwycić w wierszu którąś z nieuchwytnych uniwersalnych prawd. Może nawet takich, których nikt jeszcze nie dostrzegł, nie opisał, na przykład taką prawdę, że:
matka cię nie opuści jak ty w niej kiedyś będzie mieszkać w tobie do końca twojego końca a może wieki dłużej
Czyż to nie piękna prawda obiecująca nie życie wieczne i spotkanie bliskich po śmierci, jak to zwykły obiecywać niedzisiejsze religie, ale wpisująca nasze jedyne na całą wieczność istnienie w nieprzerwany ciąg życia dającego życie, matki i dziecka, a nawet więcej, materii przechodzącej w materię, jak w wierszu Matka nie odchodzi:
choćbyś był żukiem gnojarzem
rzeką metanu na Tytanie
niebieskim obłokiem kwazaru
[…]
masz klucz tej a nie innej
macierzy
A uniwersalne prawo natury, życia kosztem życia? W wierszu Wiosenna bezsenność:
psów wycie nie z tej ziemi
piski ptaków niezborne
[…]
w trawie błyszczące skorupki pióra biały puch
resztki
po nocnej inwazji
kuny.
I wreszcie zaskakująco niepokojący „czas nieczekania / tylko jeszcze nie wiesz na co”, w wierszu Na śmierć poety? By dojść do konkluzji w wierszu Drogi Lublinie będącej odwrotnością naszej, ludzkiej percepcji rejestrującej nieustające zmiany: „czyli jednak nic się nie zmieniło / poza czasem”.
Poetka odbywa podróże nie tylko w czasie, ale i z jednego miejsca w inne miejsca. W wierszu Wiosna 2017 wraca: „do miasta / które nazywamy Naszym […] i daleko stamtąd wszędzie / w każdą stronę świata”. W części TU – TAM podróżuje już z większym rozmachem, raz jest w Krakowie (w wierszu Biały czarny Kraków), innym razem w Busku Zdroju (w wierszu Niebieska wiewiórka święto-krzyska). A jeszcze kiedy indziej „gdzieś / w czterdziestym siódmym”obserwuje, jak „żółta pod niebieskim niebem”bylina roztocznica „harcuje po Bieszczadach / Beskidach”, bo może przepędzono stąd ludzi dbających o ogrody gdzieś, hen, na zachód (w wierszu Roztocznica jedna! z podtytułem Akcji Wisła nie poświęcam).
Od wydarzeń w wierszu Roztocznica jedna! nie mija pół wieku i już do gór na wschodzie dotarł Zachód i, w wierszu Bracia Karpaty, rysuje się taki oto obraz:
stare drzewa usuwane z drogi stare kapliczki przesuwane z drogi o! smutne wioseczki, miasteczka z wesołymi parasolami wielkich korporacji
[…]
komunizm obrysował te kukurydziane pola Bóg obrysował góry kapitalizm rysuje autostrady
[…]
i tylko niebo leży na górach bezkreśnie.
A im dalej na wschód, im bliżej Dalekiego Wschodu, tym więcej Zachodu. W wierszu China City, gdzie:
kiedyś świat tu był tylko szary […] teraz spieniona wielobarwna fala sunie trotuarem
teraz błysk blichtr Boss Gucci Prada Ermenegildo Zegna Massimo Dutti Miu Miu Chanel Louis Vuitton oryginały i podróbki
teraz ulicami płyną maseratti bentleye BMW mercedesy range rovery najnowsze modele.
I tak mamy opisanie świata okrągłego, to już nie płaski XIV-wieczny świat, który przemierzał Marco Polo, gdzie Zachód kończył się na legendarnej Ultima Thule, a Daleki Wschód rozwiewał w mgłach i tonął w bezbrzeżnych wodach. W XXI wieku na Dalekim Wschodzie jest coraz bardziej ewidentny Zachód, a na naszym swojskim Wschodzie Europy wschodniej, podzielonej na tę przynależną do Unii Europejskiej i tę z UE wykluczoną, wycina się resztki lasów i buduje autostrady donikąd, i nie wiadomo, gdzie kończy się naród, a gdzie zaczyna beznarodowie.
W wierszu Naród dedykowanemu Andrijowi Bondarowi, ukraińskiemu pisarzowi, który deklaruje, że „naród mu niepotrzebny”, poetka wyznacza, przesuwa i stawia własne granice:
z dwojga złego powiem szczerze choć nie wiem czy to bezpieczne wolę beznarodowca niż narodowca fanatyków wszelkiej maści boję się jak dżumy
ale jednak naród to naród zwłaszcza swój naród […] naród jest mi stanowczo potrzebny od czasu do czasu choćby po to żeby napisać ten wiersz z jakiegoś punktu widzenia.
I tak od prawdy do prawdy, od miejsca do miejsca, dziś i dawniej, wtedy i teraz, lokalnie i globalnie, od wiersza do wiersza, dochodzimy przy końcu do wiersza Kiedy byłam rybą, który użyczył swojego tytułu całemu tomikowi i dołożył jeszcze i ptaka od siebie (nawet jeśli w klamrach) i czytamy początek i puentę też spięte klamrą:
Kiedy byłam rybą lub ptakiem nie potrzebowałam dobrego imienia i pewności jutra
tylko milczałam lub śpiewałam
kiedy byłam rybą lub ptakiem.
Tomik zamyka wiersz Europa mon amour. Jest w nim i historia: „Jedna jedyna zanim / Kolumb wyruszył za morza. I dziedzictwo: „popełniła wszystkie grzechy główne / teraz spłaca kolonialne długi”. I wyrok: „wilgotna i winna / skazana na dożywocie”.Takie jest to dzisiejsze Opisanie świata, nie prozą a wierszem, autorem jest nie mężczyzna, a kobieta, język nie jest jednym ze światowych powszechnie znanych języków, a językiem z bardziej wschodniej niż zachodniej Europy, Europa nie jest jedyna, a jedna z wielu, nie jest nawet centrum świata, bo okrągły świat nie ma centrum. A i Chiny nie są już Państwem Środka, bo Ziemia nie ma środka.
Ale prawdy uniwersalne są wszędzie i wyrażać je można w każdym języku, a poezja jest, potrafi być, nadal piękna, mądra i ekskluzywna. Może też być przetłumaczona na każdy dowolny język świata i poruszyć każdego czytelnika, w każdym miejscu, bo odnosi się do wspólnego, bliskiego nam wszystkim globu, jedynego, jaki mamy, przynajmniej nim otworzy się przed nami Kosmos, co jeszcze swoje potrwa.
Wprawdzie poetka otwiera swój tomik wierszem Kosmos – z dedykacją Pamięci Loli Chmieleckiej[2] – i chodzi w nim o wszechogarniający Kosmos (cosmos) miłości „pani Loli”, ale poetycko zmetaforyzowany w kwiatku zwanym kosmos podwójnie pierzasty, cosmos bipinnatus, roślinie jednorocznej (z greckiego „porządek, ozdobę”), bardziej znanej jako onętek lub ponętka, rosnącej tu u nas, na naszych ziemskich polach i w naszych ziemskich ogrodach.
I, jeśli jesteśmy w ogrodzie: Krystyna Lenkowska uprawia wiersz wolny, czyli, jak chce definicja, „wiersz o luźniej budowie rytmicznej poza obowiązującymi poetyckimi formami i schematami”. A zatem wiersz wolny, to ten rodzaj poezji, który broni się treścią i językiem. „W wierszu wolnym – jak sama kiedyś pisałam – najtrudniejsza jest wolność”[3]. I pisałam dalej:
Naprawdę dobry wiersz wolny nie może być wierszem wolnym od reguł w ogóle i są to: oryginalny pomysł na całość, zaskakujące skojarzenia, wyrafinowane skróty myślowe, nienachalna filozofia, subtelna ironia, odkrywcze intelektualne odniesienia, nowatorskie metafory, błyskotliwe porównania, zakręcone paradoksy, innowacyjne neologizmy, celne puenty…
I odwrotnie, tym ważniejsze są: prostota, oszczędność, klarowność, celny dobór słów, rezygnacja z ozdobników.
Taką poezję uprawia Krystyna Lenkowska. Jej wiersze przetłumaczono między innymi na języki: angielski, ukraiński, albański, chiński i hiszpański. Nagrodzono ją między innymi w Sarajewie, Macedonii-Albanii i Indiach. Jeden z jej wierszy włączony został do prestiżowej antologii polskiej poezji współczesnej Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets[4].
Krystyna Lenkowska, KIEDY BYŁAM RYBĄ (lub ptakiem), projekt graficzny Magda Dębicka, Instytut Literatury, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Kraków 2020.
Przypisy
- Marco Polo (ur. 15 września 1254 w Wenecji, zm. 8 stycznia 1324 tamże) – wenecki kupiec i podróżnik. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając jedwabny szlak. Był on jednym z pierwszych przedstawicieli Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Jego podróże zostały spisane w książce znanej jako „Opisanie świata” przez Rustichella z Pizy w czasie, gdy Marco Polo przebywał w niewoli w Genui po przegranej bitwie morskiej między Republiką Wenecką a Republiką Genui. Obecnie Marco Polo jest uważany za jednego z największych podróżników, chociaż współcześni uznawali go raczej za gawędziarza, a jego opowieści za fantastyczne. Włoski malarz Piero della Francesca urodził się ok. 1415 roku w Borgo San Sepolcro, a zmarł 12 października 1492, dokładnie w ten dzień, w którym Krzysztof Kolumb dopłynął do nieznanej wyspy na zachodniej półkuli. Wyspy, do których w tej i kolejnych wyprawach dotarł, nazwano Indiami Zachodnimi. Ale w najbliższych latach miało się okazać, że dopłynął nie do Indii, a do Wysp Karaibskich i - nieświadomie - odkrył nowy kontynent, Amerykę, obie Ameryki... Freski w Arezzo – kościół San Francesco, ufundowane przez rodzinę Baccich, ich wykonanie zlecono w 1447 Bicciemu di Lorenzo a gdy pięć lat później zmarł, dokończenia zadania podjął się Piero della Francesca. Freski miały przedstawiać historię Krzyża Świętego. Prace rozpoczęły się po powrocie artysty z Rzymu w 1459 i trwały do 1464. Bicci di Lorenzo wykonał malowidło przedstawiające Ewangelistów na sklepieniu czterodzielnym prezbiterium (maniera archaiczna, Ewangeliści + ich symbole) oraz dwóch doktorów kościoła na łuku tęczowym. Przedstawienie zostało oparte o XIII wieczną legendę opracowaną przez Jakuba de Voragine w „Złotej legendzie”. Piero della Francesca namalował u góry prawej ściany prezbiterium pod łukiem sklepienia „Śmierć Adama” (1452-58) – wedle legendy z nasion włożonych zmarłemu Adamowi pod język wyrosło drzewo krzyża. Źródło: http://historyczno-sztucznie.blogspot.com/2014/01/48-piero-della-francesca.html [dostep:23.03.2022]
- W wywiadzie udzielonym Magdalenie Mach, GW (Akademia opowieści), 22.12.2016, Krystyna Lenkowska opowiada o pani Loli i jej magicznym ogrodzie: Osoba, która wpłynęła znacząco na moje życie? Trudne pytanie. Po pierwsze, takich osób jest sporo. Po drugie, jakich kryteriów mam się trzymać? Samych pozytywnych oddziaływań było wiele, bo te negatywne przemilczę (śmiech). Oczywiste wpływy to – chronologicznie – rodzice i dziadkowie, koleżanki i koledzy, szkoła, przyjaciele. [...] ...najwięcej uwagi w kwestii niekłamanej wiary poświęcę Loli i Stanisławowi Chmieleckim, którzy, nie oczekując niczego w zamian poza spontaniczną obecnością, dali wiarę magii mojego świata, dlatego mógł rozkwitać. Byłam dzieckiem w wieku 5-10 lat, kiedy odwiedzałam organistówkę każdego lata niemal codziennie w czasie wakacyjnych pobytów u dziadków w Wysokiej Łańcuckiej. Stanisław Chmielecki był organistą i mieszkał z żoną Lolą (do dziś nie wiem, od jakiego imienia był to skrót) tuż przy kościele. Niby nic szczególnego, starsi ludzie, może nieco samotni, bo dzieci i wnuki „powyrosły”, powyjeżdżały daleko. Magiczny ogród Loli, „egzotyczne” rośliny, niektóre kwiaty tak gęste i wysokie, że mogłam się w nich schować na stojąco (np. Cosmos bipinnatus). Huśtawka (deska i stalowe liny), objazdowe kino, pantarki, na które Lola nie wołała „cip, cip”, jak inne wiejskie kobiety na swoje kury, a „chodźcie, chodźcie”. Moje „teatrzyki”, czyli kompozycje kwiatowe w ziemi pod szklanymi mozaikami. Lukrowane serduszka Loli przesyłane w paczce adresowanej ręką organisty, kiedy już jeździłam na kolonie. Fartuch Loli z falbanami, podobny do fartucha Maryli z „Ani z Zielonego Wzgórza”, wyobrażałam sobie. Męski zegarek z dewizką wkładany do górnej kieszonki dwurzędowej marynarki w tenisowe prążki. Organista, nazywany przez żonę Stasiem, wysoki i dostojny w swoim codziennym „surducie”, Lola malutka w kraciastych sukniach. Chyba wtedy tam, w morzu wolnego letniego czasu, uwierzyłam, że jestem częścią jakiegoś zielono-niebieskiego kosmosu i ten kosmos mi sprzyja. Że niczego nie oczekuję poza moim czystym, bezwarunkowym współistnieniem. Z latem, pantarkami, piernikami w kształcie serca, ich imbirowym zapachem i smakiem, dźwiękiem organów, kwiatami kosmosami, a przede wszystkim z Lolą i Stasiem. [...]
- http://www.sofijon.pl/module/article/one/1338 [dostęp: 10.01.2022].
- Scattering in the Dark. A New Anthology of Polish Female Poets, Buffalo – Nowy Jork, 2016.
|