Gdzieś między rozgrzanym księżycem
a fioletowym ogniskiem ziemi
unoszą się mężczyźni ma wieloskrzydłych
analizach.
Prowadzą swoją nieśmiertelną cezurę
na gody
wojowanie
zmartwychwstanie.
Rozdmuchują w piachu ślady rozcapierzonych kopyt.
Stroszą pawiopióre przyłbice
ptakom krzyżują róże wiatrów.
Tańczą.
Gdzieś między ostudzonym słońcem
a pulsującym źródłem studni
stąpają cienie kobiet z naręczami barwnych
latawców.
Wznoszą swój rytualny kontrapunkt
na wiano
kołysanie
wieczne spoczywanie.
Cerują pajęczyny krajobrazów wielopalcymi sercami.
Gładzą przedziałki lasów i pól.
Błędnych wędrowców prowadzą zapachem wonnego
naparu ciała.
Tańczą.
Gdzieś między obłokiem głowy świata
a kłosami jego stóp
przestępują z nogi na nogę ciernipodeszwi aniołowie
niespokojnych pragnień.
Dźwigają swoje toporne pląsy
na ciało
duszy pianie
przyrodzenie.
Wypluwają całusy ognia trzewi.
Nerwodrżącym opuszkom toczą kształtne członki
i gładkie zakamarki.
Kładą na brzegu powieki lepkie opary
pieśni.
Pokładają się.